(...)Stałem się osią w nieskończonym kole,Sam nieruchomy, czułem jego ruchy;Byłem w pierwotnym żywiołów żywiole,W miejscu, skąd wszystkie rozchodzą się duchy,Świat ruszające, same nieruchome:Jako promienie, co ze środka słońcaLeją potoki blasku i gorąca,A słońce w środku stoi niewidome.(...)
Widzenie A. Mickiewicz
Chmury pokryte złotem leniwie poruszały się po niebie, kąpiąc się w promieniach jasności, która niczym ogromna gwiazda wisiała nisko na zieloną doliną. Wszystkie barwy, od złota, przez czysty błękit nieba i soczyście zieloną trawę były niezwykle intensywne i mieniły się wieloma odcieniami, których nie odróżniłoby zwykłe ludzkie oko. W powietrzu rozchodziła się spokojna melodia wyśpiewywana przez niewielkie ptaszki, które zasiadały w koronach drzew. Liście leciutko szumiały tworząc podkład. Wielobarwne, śpiewające towarzystwo umilało czas duszom, które zgromadziły się w dolinie. Było to niezwykłe miejsce, gdzie każda dusza czekała na powołanie do życia na ziemi. Niewielkie niebieskie płomyki poruszały się powoli, wędrując w tym bajecznym otoczeniu i czekając. Niekiedy oczekiwanie trwało chwilę, minutę czy dwie, innym razem okres ten wydłużał się do setek lat. Dolinę przecinała rzeka, której szerokie koryto rozdzielało zielone połacie na dwie części. Płynąca tu woda miała niesamowite właściwości, można w niej było ujrzeć to, co dzieje się po drugiej stronie, na ziemi. Przy brzegu zawsze roiło się od dusz, zaglądających do swojego przyszłego życia.
Jeden z niebieskich płomyków dość długo patrzył z zacięciem w odbicie wody. Nie podobało mu się to, co widzi, jednak nie był w stanie nic zrobić, mógł tylko bezsilnie wpatrywać się w swoich przyszłych rodziców i modlić się, by oboje zmądrzeli i mieli w sobie na tyle odwagi, by coś zmienić w swoim życiu. I ten mężczyzna. Nie powinno go być w tym miejscu, w jej łóżku. Przyglądanie się, jak sunie gorącymi ustami po odsłoniętej szyi kobiety zadawało duszy ból, którego nic nie mogło złagodzić. Puste słowa, westchnięcia i jęki raniły jeszcze bardziej. Nie wolno ci! Nie wolno! -krzyczało serce, lecz usta milczały. Płomyk uciekł, pogrążając się w smutku i martwiąc się, czy nie będzie jedną z tych dusz, które uwięzione zostały po tej stronie na wieki. Obok z zawrotną prędkością przeleciał niebieski płomień cały skrzący się szczęściem. Takiemu to dobrze - pomyślała dusza. - Wie, że zostanie powołany, hn. Sprawdzę jeszcze raz. Dotarcie do brzegu rzeki zajęło dłuższą chwilę. Tym razem na powierzchni wody ukazał się obraz zakapturzonego mężczyzny, skrywającego się przed deszczem, pod drzewem, którego niskie konary pełniły rolę parasola. Dusza wpatrywała się uparcie w wodę. Obserwowana postać uniosła głowę, rozejrzała się, jakby czuła, że jest obserwowana. Mignęła czerwień tęczówki spod czarnej grzywki.
Deszcz powoli tracił na intensywności, lekki uśmiech zawitał na ustach mężczyzny. Od kilku lat wędrował po świecie. Był zmęczony. Czuł się stary, choć był trochę po dwudziestce. Zbyt wiele w swoim życiu przeszedł: cierpienia, bólu, samotności. Tak, czuł się samotny i, co go zdziwiło, miał już tego dość. Potrzebował odpoczynku i podładowania życiowych akumulatorów. Tu, w dziczy, z daleka od ludzi mu się to nie uda. Pozostawało tylko jedno rozwiązanie.
- Czas wrócić - pomyślał, otulając się szczelniej płaszczem. Pierwsze kroki były najtrudniejsze, nogi wydawały się ciężkie niczym zrobione z ołowiu, lecz z każdym kolejnym pokonywanym metrem było mu coraz lżej na duszy.
Zniecierpliwiony płomyk nad brzegiem rzeki odetchnął z ulgą.
Kolejne rozdziały, mam nadzieję, będą ukazywały się co 2-3 tygodnie.
Miyuki ^.^