20 czerwca 2015

Rozdział czwarty

Błąkałem się z nadzieją, że pomysł i plan odsłonią się w sposób naturalny.
 Że sens w końcu się objawi, ponieważ sens istnieje. 
Dlatego każdego roku wypuszczam się w podróż coraz dalej i dalej. 
Na koniec kontynentu, żeby zostawał tylko powrót. 
Męczyłem się i przeklinałem. 
Potem to wszystko wciąż mi się śniło. 
Andrzej Stasiuk 

Obudził się zlany potem. Dłoń złapała za rękojeść katany opartej o łóżko. Oddychał szybko, nasłuchując. Przez chwilę nie wiedział, gdzie jest. Przekręcił powoli głowę w lewą stronę. Duże, trzyskrzydłowe okno wpuszczało do pokoju światło poranka. Gałęzie drzewa rosnącego obok budynku poruszały się delikatnie pod wpływem wiatru. Pomyślał, że warto zainwestować w rolety, bądź zasłony. Wiedział już, gdzie jest. Odetchnął głęboko rozluźniając uchwyt na broni. Usiadł. Spuścił nogi z łóżka i przeciągnął się. Ziewnął. 
Mieszkanie, które mu przydzielono było niewielkie. Sypialnia była podłużnym pomieszczeniem, w którym mieściło się wąskie łóżko i szafa. Gołe, białe ściany nasuwały mu na myśl szpital. Wzdrygnął się z niechęcią, przypominając sobie ostatnią wizytę w tym przybytku. Było to gdzieś na północy, w jakimś zapyziałym miasteczku. Jedynym lekarzem był starzec, który bez przerwy gadał i gadał. Prawie jak Naruto. Uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie wieczór.
Przeszedł do łazienki. Ściągnął bokserki i wszedł pod prysznic. Odkręcił kurek z zimną wodą. Czuł, jak lodowate igiełki pobudzają każdą komórkę ciała. Przyjemne strumienie spływały po ramionach, plecach, pośladkach. Rozluźnił mięśnie i przez chwilę upajał się błogim stanem spokoju. Po dziesięciu minutach, owinięty w biodrach białym ręcznikiem, wyszedł do kuchni. Był to właściwie aneks połączony z salonem. Zajrzał do niskiej lodówki. Była pusta. Nie zdziwił się, w końcu nie mógł liczyć na to, że z mieszkaniem otrzyma pełne zaopatrzenie. Nalał sobie wody do szklanki i usiadł na niebieskiej sofie. Obok niej ustawione były dwa fotele, obite tym samym materiałem. Poza tym pod ścianą była komoda z jasnego drewna i kwadratowy stół z czterema krzesłami. Wszystkie meble, łącznie z kuchennymi, zachowane były w kolorach: niebieskim i jasnego drewna. Spojrzał na zegarek. Miał jeszcze pół godziny do stawienia się w pracy. Najgorsza robota, jaką mógł dostać. 
- Cholera! - mruknął niezadowolony. Czuł, że Kakashi z czystej złośliwości przydzielił mu takie, a nie inne zadanie. Akademia. Kojarzyła mu się jedynie z wczesnym dzieciństwem. Już wtedy uważał, że jest przepełniona niedorozwiniętymi, rozkapryszonymi i głupimi maluchami. A teraz? Co on miał wspólnego z dziećmi? Kombinował przez chwilę, jak wybrnąć z tej sytuacji, ale każdy pomysł szybko odrzucał. Hatake był teraz hokage, a to oznaczało władzę niemal absolutną, a przynajmniej w jego sprawie. Nie mógł sobie pozwolić, by zawieść jego zaufanie. Wstał i przeszedł do sypialni, by z szafy wyciągnąć ubranie. Biały ręcznik zostawił na podłodze, nie martwiąc się zbytnio bałaganem. Podczas podróży odzwyczaił się od sprzątania. Ciągle był w drodze, nigdzie dłużej nie zagrzał miejsca. A momenty, w których zatrzymywał się w miasteczkach, czy wioskach, były naprawdę krótkim okresem. No i zawsze był ktoś, kto po nim sprzątał. Sam nie zniżał się prawie nigdy do tak przyziemnych obowiązków.
- Zawsze mogę opuścić wioskę - pomyślał, zapinając czarną pelerynę tuż pod szyją. - Tylko, że postanowiłem zostać. Kurwa! - warknął, zamykając za sobą drzwi. Uznał, że da bachorom jedną szansę, jeśli dziś ktoś go wkurzy, zostawi akademię i będzie miał święty spokój. Nikt się nie przyczepi, że nie próbował. 
W podróży nocowała w małym namiocie rozstawionym w zarośniętej części lasu. Żaden nieproszony człowiek nie powinien się tu znaleźć, więc spokojnie ułożyła się do snu. Miała nadzieję, że spędzi spokojną noc. Wślizgnęła się do śpiwora. Nie było tu może najwygodniej, ale przywykła do różnych niedogodności w trakcie misji. Przymknęła oczy i zapadła w sen. Nagle obudził ją odgłos szurania tuż obok cienkiej, płóciennej ścianki namiotu. Chwyciła kunai w prawą dłoń i ostrożnie, cicho wysunęła się z posłania. Starając się nie zdradzić, że nie śpi, przesunęła się do wejścia namiotu i uchyliła płachtę materiału. Wyjrzała na zewnątrz. 
Blada poświata księżyca oświetlała potężną postać. Mężczyzna stał oparty o drzewo, tuż obok namiotu. Dłoń przyciskał do brzucha. Był lekko pochylony. Sakura poruszyła się ostrożnie, jednak ruch zwrócił uwagę intruza. Spojrzał na nią bystro. Choć niewiele mogła dostrzec w słabym świetle, jaki dawał księżyc, dostrzegła czerwień bijącą spod długiej grzywki. Po plecak przebiegł jej zimny dreszcz. Przełknęła ślinę i oblizała wargi. Mężczyzna oderwał się od drzewa i ruszył w jej kierunku. Jego palce pokryte były czerwienią. Krew wypływająca z rany na brzuchu zwróciła uwagę kobiety. Podniosła się i podeszła do niego. Jej dłonie pokryły się zielonkawą poświatą. Przyłożyła je do miejsca, w którym ziała przeraźliwie głęboka dziura. Zdziwiła się, że ranny jeszcze żyje. 
Dotknął zakrwawionymi opuszkami palców policzka dziewczyny, pozostawiając na nim trzy czerwone smugi. Podniosła na niego wzrok i utonęła. To do niego należały te ukochane, przerażające oczy. Wąskie, grymaśne usta. Zgrabny nos. Włosy, czarne niczym u kruka. Zaatakował ją szybko. Boleśnie. Nie była w stanie nawet się obronić. Nie próbowała. Nie chciała. Tylko jedno liczyło się w tym krótkim momencie - usta miażdżące jej własne i męska dłoń zanurzona w różowych włosach. 
- Tak! - jęknęła.
Przebudzenie było nie do zniesienia. Otworzyła szeroko oczy. Dotknęła policzka, na którym nie było śladów krwi. Jedynie łzy. Znów ten sen. Powtarzał się odkąd wyruszyła z Konohy. Zmieniały się tylko szczegóły. Akcja działa się w jej pokoju, potem w gabinecie Kakashiego i w końcu tutaj. W tym małym namiocie. Leżała długo, uspokajając się i błądząc dalej w marzeniach. Kiedy zdawała sobie sprawę, że to tylko głupie sny, wracała do rzeczywistości.
Sakura po czterech dniach podróży dotarła do bram Kiri. Zakładała wcześniej, że droga zajmie jej więcej czasu, jednak tempo, jakie sobie narzuciła podczas marszu skróciło czas, w jakim przebyła trasę. Podczas podróży wiele myślała. Była sama, nikt jej nie przeszkadzał, ani nie odwracał uwagi od problemów, z którymi miała się zmierzyć. 
Po pierwsze musiała wyjaśnić sprawę z Ryu. Nie mogła się pogodzić z tym, że odszedł w taki sposób. Mężczyzna, shinobi nie uciekał się do takich tchórzliwych zagrywek - tak sądziła. Jednak życie pokazywało inaczej, było okrutne i niewiele miało z zasadami, jakimi kierowała się Haruno. Musiała przyznać, że jej zachowanie też nie było zbyt odważne, gdy uciekła z gabinetu Kakashiego, gdy pojawił się Sasuke. 
Tak, Uchiha był drugim problemem, z jakim musiała się zmierzyć. I był to kłopot o wiele poważniejszy od pierwszego. Stało się bowiem to, czego tak się obawiała. Jej pierwsza i jedyna miłość powróciła do wioski, co oznaczało jedynie ból, udrękę i cierpienie. Uczucie, które normalnym ludziom kojarzyło się ze szczęściem, radością i namiętnością, dla niej oznaczało jedynie smutek i samotność. 
Pogoda w Kiri była taka, jak przypuszczała. Mżyło. Naciągnęła kaptur na różowe włosy i przywitała się z dwoma strażnikami pilnującymi bramy. Pokazała im wezwanie mizukage i legitymację Konohy. Po krótkiej rozmowie wskazali jej drogę. Szła omijając kałuże. Pomyślała, że mieszkańcy powinni zainwestować w ulice i zrobić coś z tym całym błotem, które zdążyło już oblepić jej buty. W końcu stanęła przed piętrowym, podłużnym budynkiem, który był najważniejszym w całej wiosce. 
- Co panią do nas sprowadza? - zapytała kobieta przy wejściu. Siedziała za długim biurkiem, obłożona teczkami i ulotkami. Sakura zerknęła na jedną z nich. Była to reklama sklepu z bronią.
- Przysyła mnie hokage. Mizukage będzie wiedziała, w jakiej sprawie - odpowiedziała Haruno. 
- Ach, o to chodzi. - Kobieta uśmiechnęła się szeroko. Gestem zaprosiła gościa dalej. Wskazała jej ogromne drzwi na końcu korytarza, na drugim piętrze. - Tylko proszę jej nie denerwować. Ostatnio jest wyjątkowo, hm... - zamyśliła się na chwilę. - Drażliwa.
Dziewczyna uśmiechnęła się tylko. Poprawiła palcami włosy, które po podróży nie przedstawiały się najlepiej. Pozwoliła, by jej towarzyszka zapukała do drzwi i je otworzyła. Weszła do środka, rozglądając się dyskretnie. Biuro mizukage mieściło się w okrągłej sali, której sufit stanowił kopułę. Długi, owalny stół stał pusty. Pod ścianą ustawione były metalowe regały. Drewniane biurko ustawione było pod oknem zajmującym prawie całą ścianę. Nigdzie nie było widać właścicielki biura. 
- Przepraszam! Czy... - zaczęła Sakura.
- Błee... - Odgłos rozlegający się za biurkiem był jednoznaczny. Ktoś wymiotował. Haruno podbiegła szybko do sprawcy. Mei klęczała nad wiaderkiem.
- Pani Mizukage! Co się dzieje?! - Pomogła kobiecie usiąść na podłodze. Zaróżowiona zazwyczaj twarz władczyni Kiri była przeraźliwie żółta. Czoło lśniło od kropelek potu, a spierzchnięte usta wykrzywione były w grymasie bólu.
- Ty jesteś Haruno - powiedziała słabo. - Kakashi cię przysłał? - Oparła się o ścianę. Wciągnęła głęboko powietrze i powoli je wypuściła. Kolory powoli zaczęły pojawiać się na twarzy Terumi. 
- Tak. Przybyłam z rozkazu hokage - odpowiedziała. Położyła dłoń na rozpalonym czole mizukage. - Ma pani gorączkę. Nie powinna się pani przemęczać. Co mówią lekarze? - zapytała. Podejrzewała jakieś zatrucie.
- Mówią, że to normalne - odparła, dźwignęła się ciężko na nogi i zadzwoniła dzwoneczkiem, który leżał na biurku. Do gabinetu weszła młoda dziewczyna, która bez słowa wzięła wiaderko z nieczystościami i wyszła.
- Nie sądzę, żeby coś takiego było normalne. - Sakura nie mogła pojąć, jak medycy z Kiri mogą w taki sposób lekceważyć stan zdrowia głowy wioski. 
- Niestety, jednak nie mam zamiaru przechodzić przez te męki przez kolejne miesiące. Dlatego posłałam po ciebie. Ci niewydarzeni medycy w mojej wiosce odmawiają współpracy! Chcą, żebym wypluła wszystkie wnętrzności! - krzyknęła, siadając na fotelu za biurkiem. 
- Co pani dolega? 
- Ciąża - mruknęła wyraźnie niezadowolona. Sakura westchnęła z ulgą. Z takim problemem bez wątpienia mogła sobie poradzić, ale czemu nikt w wiosce nie chciał jej udzielić wsparcia? To było zastanawiające. 
Szedł za Iruką, jak na ścięcie. W dłoni trzymał plik kartek zawierający program zajęć, listy uczniów i inne pierdoły, które w ogóle go nie interesowały. Umino, jakby nie widząc nastawienia swojego byłego podopiecznego, wesoło opowiadał o klasie drugiej. Grupa ta została przydzielona Sasuke.
- Zobaczysz, szybko się zaaklimatyzujesz. To naprawdę bystre i mądre dzieciaki - powiedział starszy.
- Nie wątpię - odparł ponuro.
- Nie będzie tak źle - pocieszał Iruka. Jednak jego towarzysz nie był tego taki pewien. Weszli do sali. W środku, w ławkach siedziało dwudziestu uczniów, którzy wraz z pojawieniem się nieznajomego mężczyzny, zaczęli szeptać między sobą. 
- Dzieci! Od dzisiaj będzie się wami zajmował nowy nauczyciel! Pani Kawasaki poszła na urlop zdrowotny. - Mężczyzna, o którym była mowa, miał przeczucie, że była wychowawczyni potrzebowała wolnego na podreperowanie psychiki. Sam widok grupki dzieciaków przyprawiał go o nagły impuls ucieczki. - Przedstaw się uczniom - wyszeptał Umino.
- Nazywam się Uchiha Sasuke. Będę waszym nauczycielem. Nie toleruję gadania na lekcji, śmiechów, durnych żartów i łażenia po klasie bez pozwolenia - powiedział, przyjmując najbardziej odpychający ton głosu, jaki potrafił z siebie wydobyć. Ręka chłopca z drugiej ławki wystrzeliła do góry. Zignorował ją. - I dla jasności, takich pozwoleń nie wydaję. Na moich lekcjach ma panować cisza i spokój - zakończył chłodno. 
- To zostawiam was z waszym senseiem. - Iruka uśmiechnął się nerwowo. Uważał, że pomysł Kakashiego nie należy do najlepszych, ale nie miał wyboru. Choć był dyrektorem akademii, to jednak hokage stał od niego o wiele wyżej w hierarchii. Jednak, żeby przysłać Sasuke na zastępstwo do siedmiolatków? Umino czarno to widział. Dzieci w tym wieku potrzebowały ruchu, zabawy i pozytywnego autorytetu. A to? Uchiha z reputacją zdrajcy i mordercy własnego brata. Co z tego, że został oczyszczony z win i przywrócony do łask po wojnie? Rodzicom się to nie spodoba, oj nie spodoba. Mężczyzna już widział oczami wyobraźni wściekłe matki i niezadowolonych ojców. Westchnął ciężko. W drzwiach obejrzał się jeszcze na klasę i Sasuke.
- Powodzenia! - zawołał, wychodząc. 
To były z pewnością cztery najgorsze godziny jego życia. Przez cały ten czas musiał się mieć ciągle na baczność, sytuacja w klasie kojarzyła mu się z oblężeniem. Dwudziestu uczniów - siedem dziewczynek i trzynastu chłopców - śledziło każdy jego ruch i słowo. Czekali na jego potknięcie, ale nie dał im tej satysfakcji. O nie! Ta bitwa z pewnością była jego wygraną. A na pamiątkę starcia pozostały w dzienniku dwa równe rządki jedynek. Nikogo nie oszczędził. Nie uległ nawet płaczom i prośbom, które złożyli w ofierze jego jeńcy - uczniowie. Z poczuciem ciężko zapracowanego triumfu opuścił akademię. 
Był głodny. Od wczorajszej kolacji u Naruto nie miał nic w ustach. Może to przez to miał taki paskudny humor. Minął Ichiraku, twardo postanawiając, że nigdy tu nie zje. Nie chciał ciągle natykać się na wesołego blondyna. Zaburczało mu przeraźliwie w brzuchu. Staruszka przechodząca obok, spojrzała na niego z porozumiewawczym uśmieszkiem. Sasuke zacisnął usta w cienką linię. Obejrzał się. Nikt nie siedział w barze serwującym ramen.
- Tylko ten jeden raz - mruknął pod nosem. Zawrócił i usiadł na barowym stołku. Zamówił podwójną porcję z wołowiną. Kiedy dostał miskę z parującą zawartością, z zapałem zabrał się do jedzenia. Właśnie wciągał makaron, gdy ktoś strzelił go otwartą dłonią w plecy. 
- Pfu! - Wypluł zawartość ust wprost na stojącą na kontuarze reklamę nowego ramenu.
- Sasuke, jak dobrze cię widzieć! Co powiesz na małe... - zaczął wesoło Uzumaki, przysiadając się obok.
- Debilu! Nie widzisz, że jem?! - huknął Uchiha. Wyjął ze stojaka kilka serwetek i niezdarnie zaczął ścierać wyplute kluski i kawałki wołowiny. 
- Wybacz. Nie wiedziałem, że się oplujesz.
- Nie oplułem się!
- Skoro tak mówisz - odpowiedział Naruto. Zamówił swój ulubiony ramen. - Ale następnym razem jedz z zamkniętymi ustami. Hinatka mówi, że tak wypada - poradził blondyn.
- A zabić cię mogę z otwartymi ustami? Czy też mam je zamknąć? - syknął wyraźnie już zły chłopak.
- Wyluzuj, stary. Jedz, nim ci ramen wystygnie. - Odebrał swoją miskę i z apetytem zabrał się za konsumowanie. Towarzyszyło temu mlaskanie, siorbanie i ogólny zachwyt nad umiejętnościami Ichiraku. 
- Jesteś chory - mruknął Sasuke. - Ramenowy zboczeniec - dodał jeszcze, wstając. 
- Juf ifiesz? - wybełkotał, wciągając wyjątkowo długie kluski.
- Hinatka cię nie nauczyła, że z pełnymi ustami się nie mówi? - zadrwił brunet. 
- Czekaj! Sasuke! - zawołał Naruto, szybko kończąc swoją porcję. - Dziękuję, jak zawsze było pyszne! - krzyknął do kucharza i wybiegł za przyjacielem.
- Nie mam dla ciebie czasu.
- A co będziesz robił? Słyszałem, że zostałeś nauczycielem w akademii.
- Tak - odparł krótko, chcąc zamknąć temat. Jednak z Uzumakim takie coś się nie sprawdzało.
- Dziś był twój pierwszy dzień, prawda? Jak było? Dzieciaki są kochane, prawda? Niedługo sam będę ojcem! - Uchiha westchnął z rezygnacją. Zaczynało się. Blondyn zaczynał swój monolog, którego poprzedniego dnia był świadkiem. - Jeśli będzie chłopiec to z pewnością będzie chciał zostać hokage, ale najpierw to będzie musiał skończyć akademię. Kto wie, może będziesz jego senseiem. Ale byłoby fajnie!
          - Tak. Wywaliłbym go już pierwszego dnia - odpowiedział z ironicznym uśmieszkiem.
- Czemu?
- Bo z pewnością byłby takim samym młotkiem, jak ty.
- No wiesz co? - oburzył się. - Na pewno będzie mądry za Hinatką - dodał po chwili, a na jego usta wypłynął rozanielony uśmiech. Sasuke skrzywił się wyraźnie, widząc tak szczęśliwego blondyna. 
- Tobie naprawdę coś padło na mózg - powiedział.
- O co ci tym razem chodzi? - zapytał.
- Robisz maślane oczy, uśmiechasz się jeszcze bardziej głupkowato, niż zazwyczaj i ciągle jęczysz, jaka ta Hinata cudowna, delikatna i... - zastanowił się. 
- Urocza, piękna, odważna, dobra, kochana, troskliwa - zaczął wymieniać Naruto.
- Właśnie! Skończ już, bo niedobrze mi się robi.
- Sasuke, jak się zakochasz, to sam będziesz się tak zachowywał - rzekł Uzumaki z typową dla siebie pewnością siebie. 
Spojrzał na niego z powątpiewaniem. Zaśmiał się gorzko. Zakochany? On? Wiedział, że Naruto ma skłonność do opowiadania farmazonów, ale to, co teraz powiedział naprawdę go rozśmieszyło. Uchiha i miłość? Dobre sobie.
- Hahaha! - Chwycił się za brzuch i wybuchnął gromkim śmiechem. Ludzie na ulicy zatrzymywali się i przyglądali się parze przyjaciół ze zdziwieniem. Usta Naruto rozciągnęły się szeroko, ukazując rząd białych zębów.
- Jeszcze zobaczysz - zagroził wesoło.
- To byłby chyba koniec świata - odpowiedział chłopak, ocierając łzy, które pojawiły się w kącikach oczu. Spojrzał zdziwiony na wilgotne palce. Kiedy ostatni raz śmiał się tak bardzo? Nie pamiętał. Wytężył umysł, ale nie mógł sobie przypomnieć takiej chwili. Wiedział jednak, że kiedyś, w dalekiej przeszłości mu się to zdarzyło. Może, gdy był jeszcze malcem chodzącym w pieluszce? 
- Chcesz się założyć? - Uzumaki wyszedł z propozycją.
- Jasne - odpowiedział po chwili. 
- Jeśli się zakochasz, to przez rok będziesz mi kupował ramen u Ichiraku - zdecydował Naruto.
- Spoko. I tak do tego nie dojdzie - odpowiedział Sasuke. - Ale jeżeli ja wygram, to przez cały rok nie tkniesz ramenu - powiedział z prawdziwą satysfakcją. 
- Nie! To nie w porządku! - zaprotestował przerażony. Rok bez ramenu? Wolał każdą inną karę, nawet zamknięcie w bibliotece, albo czyszczenie latryn było mniej przerażające niż 365 dni bez jego ukochanego dania. Ramen stanowił jego siłę i motywację.
- Nie ma dyskusji. Sam chciałeś się założyć - odpowiedział zadowolony z siebie. Życie jednak mogło być piękne. W końcu udało mu się sprawić, że na szczęśliwą twarz Naruto spłynął strach. 
- Argh! - Blondyn krzyknął, ciągnąc się za włosy na głowie. Miał problem i to poważny. Wymyślił zakład, ale jego wygrana była porównywalna do trafienia szóstki w totka. Był w czarnej dupie. I doskonale o tym wiedział. - Mój przeklęty długi język!
- Musimy ustalić czas trwania zakładu - przerwał przemyślenia przyjaciela. - Proponuję sześć miesięcy od dzisiaj.
- Nie! To za krótko! - Uzumaki nerwowo zareagował, próbując szybko coś wymyślić.
- Pół roku. Przez ten czas ciesz się kluskami, bo potem będziesz musiał się na długo z nim pożegnać. - Wszedł do sklepu spożywczego i chwycił koszyk. Ruszył między regałami szukając czegoś na kolację. Miał zamiar zapełnić lodówkę. 
- Organizujemy małe przyjęcie z Hinatką. Jesteś zaproszony - powiedział blondyn, ładując do swojego koszyka świeże marchewki i pomidory. 
- Od kiedy zdrowo się odżywiasz? - zapytał Sasuke, celowo pomijając temat imprezy. Nie miał najmniejszej ochoty brać udziału w życiu towarzyskim państwa Uzumakich.
- Sakurka kazała mi kupować warzywa i owoce dla mojej kochanej kruszyny - odpowiedział, dorzucając trzy opakowania ramenu.
- Sam byś na to nie wpadł. Kiedy wraca z Kiri? - zapytał mimochodem, przeglądając różne rodzaje pieczywa.
- Nie mam pojęcia. Kakashi też nie wie. Podobno to jakaś tajna misji, czy coś - odpowiedział. - A co? Stęskniłeś się za nią? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Phi! Głupota. Czemu miałbym tęsknić? 
- Może... - zaczął z podstępnym uśmieszkiem.
- Nie licz na to - odparował szybko. - Lepiej dorzuć sobie jeszcze dwie porcje. - Wskazał na ramen. -  Musisz się najeść na zapas.
- Nie da się! Już kiedyś próbowałem. - Naburmuszony ruszył za Sasuke do kasy.
Naruto wszedł do domu, odstawił dwie wypchane po brzegi siatki na stół i ruszył na poszukiwanie małżonki. Znalazł ją w sypialni. Siedziała na łóżku, oparta o puchowe poduszki. Pod stopami miała zrolowany kocyk.
- Źle się czujesz? - zapytał lekko wystraszony.
- Nie - zaprzeczyła szybko. - Tylko stopy zaczęły mi puchnąć, a do tego bolą mnie plecy. Posiedzę sobie chwilkę i mi przejdzie - dodała z uśmiechem.
- Ale to chyba niedobrze - zmartwił się. - Polecę po Sakurkę!
- Czekaj! - zawołała za mężem, który właśnie łapał za klamkę. Wrócił się. - Sakura przecież wyruszyła do Kiri. Poza tym nic mi nie będzie. To normalne objawy - uspokoiła chłopaka.
- Aha. - Chłopak podrapał się po głowie i przysiadł na łóżku obok. - A dużo jeszcze takich normalnych objawów możesz mieć? - zapytał.
- Tak, ale wszystkie są jak najbardziej naturalne - odpowiedziała. - Wszystko dlatego, że nasze dziecko zaczyna rosnąć i się rozpycha.
- Masz nie męczyć mamy! - Naruto pochylił się nad płaskim jeszcze brzuchem Hinaty. - Jeśli będziesz ją zadręczał, to nie dostaniesz ramenu - powiedział. Nagle usiadł wyprostowany i spojrzał z przerażeniem na żonę. - Przypomniałem sobie! Hinatko, jestem skończonym idiotą! Jak ja przeżyję rok bez ramenu?!
- Nie rozumiem. Co się stało? - Zdezorientowana spojrzała na blondyna. 
- Spotkałem Sasuke i się założyliśmy. - Opowiedział całą historię z zakładem, przerywając w odpowiednich miejscach, by poużalać się nad swoim losem. 
- Powiedziałeś mu o spotkaniu? - zapytała. - Może mu kogoś przedstawimy? - zaproponowała. Uzumaki spojrzał na nią z podziwem.
- Kochanie, jesteś genialna! Oczywiście! Zaprosimy wszystkie ładne dziewczyny z wioski, Sasuke w końcu jest facetem. Nie da rady uciec przed nimi wszystkimi! - Ucałował żonę w policzek. - Cholera, jest jeden problem - zamyślił się.
- Jaki?
- Wspomniałem mu o spotkaniu, ale nic mi nie odpowiedział, bo zaczęliśmy się kłócić - odpowiedział. - Ale chyba wiem, jak go sprowadzić. Użyjemy podstępu - powiedział, zacierając ręce. Uśmiechnął się triumfalnie, wyobrażając sobie, jak Sasuke przez calutki rok płaci za jego ramen.

21 marca 2015

Rozdział trzeci

Gonił cię mój stróż anioł po świecie, o mój Drogi,
biegł wciąż za tobą przez lasy, przez łany,
potrącał cię ku mnie, zapędzał cię do mnie, 
ciągnął za obie ręce, spychał z prostej drogi -
o miłości coś szeptał, bredził nieprzytomnie,
pachniał jak wytężone białe nikotiany...
(Robota anioła stróża. M. Pawlikowska)

  Stanął w bramie, zadarł głowę i wpatrzył się w skalne podobizny ludzi, którzy czuwali nad wioską. Chciało mu się śmiać, gdy przypomniał sobie, jak naiwni byli ci wszyscy mieszkańcy. Czcili pamięć byłych hokage, jakby to im wszystko zawdzięczali, a tymczasem jego brat musiał się poświęcić i odpokutować ich winy, i to jeszcze w taki sposób. Zsunął czarny kaptur na plecy, przekraczając granicę, której nie naruszył od kilku lat. Ziemia była taka, jaką ją zapamiętał. Czarna i ubita. Po lewej stronie od bramy, stał punkt kontrolny, w którym zasiadało dwóch shinobich. Nie znał ich, lecz i tak nie spodziewał się nikogo znajomego. 
- Nazwisko i cel przybycia do wioski? - Rudy strażnik, około dwudziestoletni, zapytał, mierząc przybysza podejrzanym wzrokiem. Miał przed sobą wysokiego i groźnie wyglądającego mężczyznę. Czarne, dłuższe włosy opadały na twarz, ukrywając jedno oko pod grzywką. Czarny, długi płaszcz zasłaniał całą sylwetkę.
- Uchiha - odpowiedział jednym słowem, nie oglądając się na strażników, którzy poderwali się z miejsc. Ruszył powolnym krokiem przed siebie. Wystarczyło samo nazwisko, by zrobić wrażenie na młodym shinobim. 
- Zaraz! W jakim celu? - Drugi mężczyzna,  pilnujący bramy, doskoczył do przybysza i chwycił go za ramię. Ten błyskawicznie je wyszarpnął, odwrócił nieznacznie głowę w bok, zmierzył go spojrzeniem z ironicznym uśmieszkiem, błąkającym się na ustach.
- Nie twój interes. - Strażnik stał jak słup soli. W spojrzeniu przybysza coś go przeraziło. Ustąpił. 
               Sasuke bez dalszych przeszkód podążał wprost do siedziby hokage, by spotkać się ze swoim starym nauczycielem. Chciał to załatwić, jak najszybciej, by mieć wszelkie formalności z głowy. Idąc ulicami Konohy, nie zwracał na nikogo uwagi. Większość ludzi mijała go, nie poświęcając mu nawet spojrzenia, lecz niektórzy zatrzymywali się i przyglądali nieufnie. Po kilku latach zdarzali się tacy, którzy go rozpoznali. W wejściu do siedziby natknął się na starego znajomego.
- Widzę, że w końcu się zjawiłeś. - Shikamaru wszedł do budynku w tym samym momencie.
- Tak - odpowiedział krótko. 
- Na stałe? - zapytał. Ziewnął.
- Nie wiem jeszcze. - Rozejrzał się dookoła, wąskie korytarze niewiele się zmieniły. Widocznie, odbudowana siedziba władz wioski była wzniesiona według starych planów.
- Daj znać, jak będziesz wiedział. Wypełnianie papierów będzie strasznie kłopotliwe - mruknął, skręcając w lewy korytarz. Machnął niedbale ręką na pożegnanie. Sasuke zaczął wspinać się po schodach na kolejne piętro. Nara, z tego co zauważył, niewiele się zmienił. Nadal był śpiochem i marudą. Prawdopodobnie był jedyną osobą, która nie przejmie się w żaden sposób jego powrotem, pomyślał. Pytanie, jakie zadał Shikamaru, dało mu do myślenia. Wcześniej nie zastanawiał się nad tym, czy zostanie na stałe, czy na krótko. Co powinien zrobić? Czy będzie w stanie usiedzieć zamknięty w wiosce? Nie. To niemożliwe. Odzwyczaił się od takiego życia. Potrzebował wolności i przestrzeni, a tego Konoha nie mogła mu zapewnić. To czemu wrócił? Do końca tego nie rozumiał. Chyba chciałem odpocząć, pomyślał, stając na ostatnim piętrze, gdzie znajdowało się biuro hokage. Przed wejściem stało biurko, za którym siedziała młoda blondynka. Przygryzała końcówkę ołówka, wyraźnie nudząc się, gapiła się tępo w zeszyt przed sobą. Kiedy podszedł do drzwi i złapał za klamkę, podniosła na niego wzrok. 
- Nie wolno teraz przeszkadzać hokage, ma gościa - odezwała się. 
- Kogo? - zapytał.
- Nie mam obowiązku odpowiadać. A tak w ogóle, coś ty za jeden? Nie kojarzę cię - zapytała, podejrzliwie, taksując go wzrokiem. 
- Skoro mnie nie kojarzysz, to masz szczęście - odpowiedział, nachylając się nad biurkiem dziewczyny. Plakietka przyczepiona na piersi z imieniem i nazwiskiem nie zrobiła na nim wrażenia takiego, jak spis gości w zeszycie. Na ostatniej pozycji wpisana była Haruno Sakura. Uniósł kąciki ust w drapieżnym uśmiechu. - Dziękuję Akemi. - Niski ton głosu sprawił, że dziewczynie przebiegł dreszcz po kręgosłupie. Sasuke zapukał do drzwi tylko raz, nacisnął klamkę, z uśmiechem przyklejonym do twarzy, otworzył drzwi do gabinetu hokage i wszedł do środka.
(pół godziny wcześniej)
Z silnym postanowieniem wymuszenia na Kakashim pozwolenia na opuszczenie wioski, szła ulicami Konohy, niczym burza gradowa. Dłonie zaciśnięte w pięści i pionowa zmarszczka przecinająca czoło świadczyły dobitnie o tym, jak bardzo była zdecydowana. Zaskoczył ją widok biurka przed drzwiami gabinetu hokage.
- Pani nazwisko? - zapytała ślicznotka, wydymając wymalowane różowym błyszczykiem usta. 
- Do mnie mówisz? 
- Tak. Hiroki wymyślił mi to durne zadanie, muszę pilnować tego głupiego zeszytu - powiedziała, machając przed oczami Sakury, brulionem oprawionym w czerwoną skórę. Niezadowolenie obecną sytuacją biło od niej z daleka. Haruno się nie dziwiła, sama też by się wściekła, gdyby ktoś jej kazał siedzieć w recepcji szpitala, zamiast działać na oddziale. Podała swoje imię i nazwisko.
- Dobrze, dziękuję. A tak przy okazji, jestem Kazuya Akemi. - Blondynka skinęła głową młodej lekarce. Sakura, słysząc to imię, skrzywiła się lekko, przypominając sobie o dziewczynie noszącej to samo imię, co była Ryu. Tylko, że tamta należała do ANBU. 
- Niemożliwe - mruknęła do siebie, wchodząc do gabinetu. - Dzień dobry, Kaka... - zatrzymała się w pół kroku, zdziwiona przyglądała się, jak hokage próbuje ulotnić się przez okno. - Stój! - zawołała.
- Ach, to tylko ty, Sakura... - powiedział z ulgą.
- Czemu uciekasz? - zapytała.
- Jakby tu... Z czym przychodzisz? 
- Pierwsza zadałam pytanie. - Skrzyżowała ręce na piersiach, zmierzyła wzrokiem swojego mistrza, dając mu do zrozumienia, że nie wymiga się od odpowiedzi.
- Bałem się, że to Anko. Ostatnio nie jest zadowolona z pewnych moich interwencji - odpowiedział, siadając za biurkiem. - Unikam jej od wczoraj.
- Czy to coś poważnego? 
- Nie, głupoty. - Machnął, lekceważąco ręką. - Co cię do mnie sprowadza?
- Nie będę owijać w bawełnę. Dokąd wysłałeś Ryu? - zapytała, rozsiadając się w fotelu naprzeciw biurka. Nie spuszczała wzroku z Kakashiego.
- Wyruszył na misję. Cel jest tajemnicą - odpowiedział spokojnie.
- Powiedz mi - nalegała.
- Znasz zasady - odparł. 
- W takim razie, proszę o pozwolenie na udanie się do Kiri. - Założyła nogę na nogę, robiąc prawą stopą małe kółeczka.
- Kiri? Skąd wiesz? - zapytał zaskoczony.
- Strzelałam - odpowiedziała. Nie miała zamiaru zdradzać, że dowiedziała się tego od jednego ze strażników przy bramie. Był jej winien przysługę, którą miał w końcu okazję spłacić.
- To nic nie da Sakura. Odpuść - westchnął mężczyzna.
- Naruto już ci wszystko wyśpiewał, prawda? - W odpowiedzi, uśmiechnął się przepraszająco i wzruszył ramionami. - Dlatego rozumiesz, czemu muszę to wyjaśnić. I to jak najprędzej. Wyruszam do Kiri - powiedziała twardo.
- Nie wyrażam zgody.
- I tak się tam udam, z twoim, czy bez twojego pozwolenia! - Uderzyła otwartą dłonią w blat biurka.
- Ostrożnie! Nie chcę nowego, to mi całkiem dobrze służy.
- Bez obaw, nie użyłam siły. Jeszcze...
- Sakura, nadal uważam, że to nie jest dobry pomysł. Daj ochłonąć emocjom przez najbliższe tygodnie, nie chcę, żeby doszło do sprawy o zabójstwo.
- To tak przedstawił sprawę Naruto? Myśli, że nie będę w stanie się powstrzymać? - zapytała z niedowierzaniem. Kakashi spojrzał na nią przepraszająco. - Nie wierzę - prychnęła. - Zrozum, jeśli tego nie wyjaśnię, to nie będę mogła ruszyć dalej. Znów będę stała w miejscu, jak po zniknięciu Sasuke.
- Rozumiem - westchnął cicho. Zmarszczył czoło, wpatrując się w swoją byłą uczennicę, myślał intensywnie, co zrobić.
 - Jestem dorosła, pozwól mi podejmować takie decyzje samodzielnie. - Przerwała jego rozmyślania. To zaważyło na decyzji hokage. Otworzył drugą szufladę po lewej stronie i wyciągnął teczkę.
- Miałem wysłać Ottori, ale skoro jesteś taka uparta, to masz. - Rzucił na biurko szarą wiązaną teczkę. Zdziwiona Sakura wzięła ją do ręki, by zobaczyć zawartość. W środku znajdował się list od Mizukage, w którym prosiła o przysłanie zdolnego medyka, który mógłby pomóc w rozwiązaniu delikatnego problemu. Nie było nic więcej wyjaśnione.
- Co to za problem? - zapytała.
- Nie wiem, chodzi zapewne o jakiś sekret, który nie powinien dostać się w niepowołane ręce. Chcą kogoś zaufanego i zdolnego. Bierzesz to? - zapytał, choć znał odpowiedź.
- Tak! - Przycisnęła teczkę do piersi. Podróż do Kiri zajmie jej pięć dni, więc za tydzień powinna się spotkać z Ryu. Niecierpliwiła się na myśl o nadchodzącej rozmowie. Nie zamierzała tego tak zwyczajnie odpuścić. Musiała się dowiedzieć, dlaczego ją zostawił. Poza tym zaintrygował ją ten delikatny problem, o którym pisała Mizukage. Rozległo się krótkie pukanie do drzwi. Sakura podniosła się z miejsca.
- To ja już pójdę. - Uśmiechnęła się do Kakashiego i zdziwiona przyglądała się, jak twarz hokage zamiera. Odwróciła się, by zobaczyć, kto pojawił się w wejściu. Teczka wyleciała jej z dłoni i z cichym plaśnięciem wylądowała na podłodze.
               - Sasuke. - Usta poruszyły się mimowolnie. 
W gabinecie zapadła dłuższa cisza, której nikt nie miał ochoty przerywać. W końcu pierwszy odezwał się Uchiha.
- Minęło trochę czasu - zaczął, podchodząc do krzesła, na którym chwilę temu siedziała Sakura, zajął je i niewinnie uśmiechnął się do Kakashiego. Ten uśmiech z pewnością do niego nie pasował, Sakurze coś nie pasowało. Uszczypnęła się w przedramię, podnosząc z podłogi teczkę. Zalała ją fala przeróżnych emocji, które nie miały ujścia. Serce waliło jej mocno, była pewna, że wszyscy w budynku słyszą, jak bardzo. Drżące dłonie zacisnęła na dokumentach od Mizukage. Opadła prawie bezwładnie na krzesło obok Sasuke, wgapiając się w niego i porównując go do obrazu, jaki zapamiętała sprzed sześciu lat. Zmienił się. Stał się wyższy i, ku zgrozie Sakury, przystojniejszy. Serce wypełniła jej radość i strach jednocześnie. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić w obecnej sytuacji.
- Sasuke, cieszę się, że cię widzę. Myślałem, że zapomniałeś już drogi do wioski. - Kakashi wymienił się uściskiem dłoni z Uchihą. 
- Trochę mi to zajęło - odpowiedział.
- Trochę? - Drżący głos Haruno nieprzyjemnie wdarł się w sztucznie przyjemną atmosferę. Hatake spojrzał na dziewczynę z troską. Zdawał sobie sprawę, że pojawienie się Sasuke w takim momencie było dla niej, jak gwóźdź do trumny.
- Nie rozumiem - odpowiedział bez emocji. Przyglądał się jej, oceniając, czy zmieniła się przez tych kilka lat. Wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać, więc uznał, że podobnie, jak Shikamaru, Sakura pozostała sobą.
- Jak zawsze - zaśmiała się cicho. - Tak jest najłatwiej. - Wstała, całą siłą woli zmuszając nogi, by nie ugięły się pod ciężarem ciała. Spojrzała na Sasuke z góry, wpatrując się w jego ciemne, zdezorientowane spojrzenie. Kiedy zaczęła w nim tonąć, odwróciła wzrok. Nie chciała się poddać ogarniającym ją uczuciom. Jeszcze nie teraz.
- Pójdę już, na pewno macie sporo do omówienia. W końcu nie widzieliście się. - Zerknęła na Uchihę - Tylko sześć lat - dokończyła z ironicznym uśmiechem. Łzy zaczęły gromadzić się pod powiekami. Wiedziała, że ma tylko kilka sekund, nim się rozklei, a nie mogła sobie przy nim na to pozwolić. - Złożę raport, jak tylko wrócę - odezwała się do hokage, po czym zawinęła się na pięcie i sztywno wyszła z gabinetu.
              Zamknęła za sobą cicho drzwi i puściła się biegiem, byle jak najdalej. Potrąciła po drodze idącą z kawą Akemi, która zaczęła za nią krzyczeć z najgorszymi obelgami. Biec. Uciec. Oddychać. Zbiegła po schodach, jakby gonił ją demon z najczarniejszych koszmarów. Wypadła na ulicę i ruszyła na ślepo przed siebie.  Cały spokój, nad którym pracowała od dwóch lat, rozpłynął się w mgnieniu oka. Wystarczyło jedno spojrzenie na Sasuke i wszystko wróciło. Cały ból i to słodko gorzkie uczucie, które paliło w klatce piersiowej. Zatrzymała się w wąskim zaułku między piętrowymi budynkami, oparła się o ścianę. Tutaj mogła w końcu pozwolić, by łzy popłynęły. Sześć lat skwitował tylko w jednym słowie: "trochę", chyba to właśnie zabolało ją najbardziej. Sakura przez cztery pierwsze lata codziennie przechadzała się koło bramy, mając nadzieję, że dowie się o jego powrocie. Kolejne dwa, spędziła na próbie ułożenia sobie życia bez niego. Udało się. Na krótko. Jaka jestem żałosna, jęknęła, osuwając się plecami po ścianie. Skryła twarz w dłoniach i zaniosła się rozpaczliwym szlochem. Kiedy wypłakała już wszystkie łzy, aż nie została nawet jedna, zadarła głowę i wpatrzyła się w niebo. 
               - Muszę zacząć od początku - powiedziała. - Po pierwsze zero kontaktu z Sasuke, po drugie muszę wyjaśnić sprawę z Ryu i zająć się misją. Po trzecie unikać Uchihy i po czwarte, to samo, co po pierwsze. - Otarła rękawem zapłakaną twarz. - Super, na pewno wyglądam teraz koszmarnie. W końcu to trzeci dzień z rzędu, stanowczo za dużo ostatnio płaczę. - Skrzywiła się, podnosząc się z ziemi. Ruszyła do domu, by spakować się na podróż do Kiri.
Tymczasem w biurze hokage, Kakashi słuchał o podróżach Uchihy z wielkim zainteresowaniem. Akemi przyniosła im świeżo zaparzoną herbatę i ciasteczka. Choć lubiła narzekać, to sprawdzała się w roli sekretarki, co cieszyło Hatake.
- Powiedz, Kakashi, co ugryzło Sakurę? Nigdy się tak nie zachowywała. - Sasuke ciągle był pod wrażeniem spotkania starej koleżanki. Spodziewał się czegoś zupełnie innego.
- Naprawdę nie rozumiesz? - westchnął. - Sakura czekała, aż wrócisz przez sześć lat. W końcu znudziło się jej to czekanie. Było jej naprawdę ciężko, dlatego proszę, daj jej spokój przez jakiś czas, ostatnio miała sporo problemów i twoje pojawienie się z pewnością było dla niej szokiem. Dla mnie zresztą też - dokończył z uśmiechem. - Jakie masz plany?
- Nie wiem jeszcze - zawahał się. Nie wiedział, jak powiedzieć, że chciałby wrócić. Nie chciał poniżać się do prośby. Kakashi przyglądał mu się ze zrozumieniem, zdawał sobie sprawę, że głęboko zakorzeniona duma nie pozwala Sasuke wyrazić prawdziwych pragnień.
- Może pomieszkaj trochę w Konoha? Trochę się u nas zmieniło. I Naruto z pewnością będzie szczęśliwy.
- Z pewnością - odparł z cieniem uśmiechu. - Skoro proponujesz mi zostanie w wiosce, to może zostanę na trochę. - Upił łyk herbaty, zerkając na byłego nauczyciela spod opadającej na oczy czarnej grzywki.
- Świetnie! - zawołał hokage. - Musimy pomyśleć o jakimś zajęciu dla ciebie i mieszkaniu. Niestety, twój dom, jak i cała wioska, została zniszczona przez Paina. Teraz zbudowano tam nowe budynki, ale powinno znaleźć się jakieś wolne mieszkanie. - Zatarł dłonie, zadowolony, że Sasuke znów będzie mieszkał w Liściu. Martwił się trochę, jak nowego mieszkańca przyjmą sąsiedzi, ale liczył, że przez sześć lat ludzie mniej emocjonalnie będą podchodzić do nazwiska Uchiha. - Akemi! - zawołał blondynkę.
- Czego? - Zajrzała do gabinetu, wyraźnie niezadowolona.
- Znajdź mi wolne mieszkanie do zamieszkania od zaraz - zakomenderował hokage. - I zwracaj się do mnie z szacunkiem, zrozumiano? - dodał, groźnie marszcząc brwi.
- Tak jest, panie hokage, jak sobie czcigodny życzy. Ja, pokorna sługa, spełnię twoje życzenie. - Skłoniła się nisko, po czym ze złością trzasnęła głośno drzwiami. 
- Co to było? - zapytał zdumiony Sasuke.
- To? Moja nowa sekretarka. Prawda, że urocza? - Zaśmiał się.
- Nie powiedziałbym - odparł nieprzekonany.
- Dobra, to mieszkanie załatwi ci Akemi. Jeszcze jakieś zajęcie...
- Nie trzeba, mam pieniądze. Nie potrzebuję... - zaczął Sasuke, lecz Kakashi przerwał mu unosząc dłoń.
- Nie, Sasuke. Musisz dostać jakieś zadanie. Chcę, żeby mieszkańcy przyjęli cię, jako człowieka, który jest za coś odpowiedzialny. Musisz stać się użyteczny dla wioski.
- Co?!  - Poderwał się, mierząc ze złością Kakashiego. - Mam być użyteczny dla Konohy? - zapytał z obrzydzeniem.
 - Tak. Inaczej nie będę mógł cię przyjąć z powrotem. Najważniejsi są dla mnie wszyscy mieszkańcy. Muszą cię zaakceptować, żebyś był w stanie normalnie funkcjonować w społeczeństwie.
- Nie podoba mi się to - oznajmił. Nie miał zamiaru bratać się z ludźmi, którzy żyli w spokoju dzięki poświęceniu Itachiego. 
- To dlaczego wróciłeś do wioski? - zapytał hokage. - Zależy ci na pozostaniu tutaj, widzę to i nie zaprzeczaj - dodał, gdy Uchiha próbował zaprotestować. Opadł znowu na krzesło.
- Czy to ważne? - zapytał zrezygnowany. Nie zamierzał zwierzać się Kakashiemu, że potrzebował przystani, spokoju i miejsca, które znów mógłby nazywać domem. 
- Jeśli obiecasz, że podejmiesz się zadania, jakie ci powierzę i nie skrzywdzisz nikogo w wiosce, nie będę od ciebie wymagał powodu. - Hatake czekał dłuższą chwilę, nim uzyskał odpowiedź od swojego byłego ucznia. W tym momencie wpadł też na pomysł, który wydał mu się wręcz idealny.
- Obiecuję. - Krótka odpowiedź wystarczyła, by Kakashi uśmiechnął się z ulgą. Wstał, podszedł do dużej szafy, otworzył ją i wyciągnął jedną z teczek zalegających na licznych półkach. Wyciągnął arkusz zgłoszeniowy i dał go Sasuke. 
- Wypełnij to i zgłoś się z tym do Iruki - powiedział. Uchiha spojrzał na dokument. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Spojrzał na hokage.
- Nie...
- Tak.
- Nie... - Pokręcił niepewnie głową. - Mam zostać nauczycielem w akademii? - zapytał z niedowierzaniem.
- Wierzę w ciebie. Poradzisz sobie, a teraz idź już. Mam masę papierów do podpisania. Po południu zgłoś się w pokoju 12, na parterze, po klucze do mieszkania. Myślę, że do tego czasu uda się to załatwić. - Wyprosił go machnięciem dłoni. Kiedy drzwi zamknęły się za Sasuke, odetchnął z ulgą. Ściągnął maskę, opierając się o oparcie fotela, odchylił głowę do tyłu.
- Nie będzie łatwo... - mruknął, zastanawiając się, jak teraz będą wyglądały relacje między członkami siódmej drużyny.
Weszła do mieszkania, cicho zamykając za sobą drzwi. Przywitała ją cisza. Ruszyła powolnym krokiem do kuchni, na stole zostawiając torbę. Podeszła do lodówki, która okazała się pusta. Jedynie na górnej półce był mały plastikowy pojemnik z resztą pamiętnej kolacji. Wyciągnęła go i podgrzała zawartość na kuchence. Zjadła kolację prosto z małego, metalowego garnka. Myśli ciągle miała zaprzątnięte Sasuke, którego nie mogła wyrzucić z głowy, choć wyraźnie się już uspokoiła. Kto wie, może gdy wróci, jego już dawno tu nie będzie, pocieszała się, choć jednocześnie myśl ta sprawiała smutek.
- Cholera! 
Podeszła do szafy i wyciągnęła plecak, który zawsze zabierała ze sobą na misje. Zaczęła pakować ubrania, podstawowy sprzęt medyczny przygotowany w osobnej torbie umieściła na wierzchu. Zostało jeszcze trochę miejsca na drobiazgi i prowiant. Jednak, by ten przygotować, musiała najpierw udać się do sklepu. Zanim to zrobiła, poszła do łazienki. Własne odbicie w lustrze przeraziło ją. Cienie pod zapuchniętymi czerwonymi oczami wyglądały koszmarnie. - O mamuniu! - jęknęła. - Mam nadzieję, że nikt mnie nie widział, jak wracałam do domu - łudziła się. Wskoczyła pod  prysznic, puszczając chłodny strumień wody na twarz. Miała nadzieję, że pomoże to choć odrobinę na opuchliznę. Nie chciała się pokazywać w tak koszmarnym stanie w sklepie, gdzie każdego można było spotkać. Zaraz pojawiłyby się ciekawskie spojrzenia i nieme pytania, a potem domysły, które obiegłyby całą wioskę. Po kąpieli uznała, że wygląd ma znośny, więc udała się po zakupy. 
Krążyła między półkami z pieczywem, a wędlinami, gdy przez cały sklep przeszedł donośny krzyk najgłośniejszego ninja w wiosce.
- Sakurcia! - Naruto podbiegł do przyjaciółki z koszykiem w dłoni. Zerknęła do niego. W środku znajdowało się sześć misek z ramenem w 5 minut, a do tego masło. 
- Tym się żywicie z Hinatą? - zapytała, unosząc jedną brew.
- Ach, nie. Hinatka teraz nie może jeść ramenu - powiedział zasmucony. - Za każdym razem, jak spróbuje to wymiotuje. Martwi mnie to. Co będzie, jeśli dzidziuś nie będzie lubił ramenu?! - zapytał wyraźnie przerażony taką wizją.
- Nie dziwię się, że źle się po tym czuje. Ten sproszkowany ramen, zalewany wrzątkiem, to jedna wielka trucizna. Nawet nie waż się tym karmić swojej żony - przykazała, grożąc mu pięścią. - Masz o nią dbać i pilnować, żeby dobrze się odżywiała. Owoce, warzywa. - Wskazała stoisko ze zdrową żywnością. - Do tego chude mięso. Żadnego ramenu!
- Dobrze, dobrze. Przecież wiem, że muszę o nią dbać. Nie musisz się wkurzać - zaperzył się. - Poza tym, jeśli będzie się dziać coś niepokojącego to pomożesz.
- Nie będzie mnie przez jakiś czas, więc Hinata będzie musiała polegać tylko na tobie. Martwi mnie to.
- No wiesz co?!
- Żartowałam. - Uśmiechnęła się.
- Misja? - zapytał.
- Tak, wybieram się do Kiri.
- Na długo? - zapytał, wkładając do koszyka cztery bagietki.
- Nie wiem - odpowiedziała. Zawiesiła wzrok na Naruto. - Muszę ci coś powiedzieć. - zaczęła zdenerwowana. 
- Stało się coś? - zaniepokojony położył dłoń na ramieniu dziewczyny, wyczuwając lekkie drżenie.
- Spotkałam Sasuke u Kakashiego - odpowiedziała na wydechu. Twarz Uzumakiego rozjaśniła się momentalnie od szerokiego uśmiechu.
- To świetnie! To ja lecę Sakurcia! - Wybiegł ze sklepu z koszykiem. Nie usłyszał nawet sprzedawczyni, która za nim wołała.
- Ja za niego zapłacę - powiedziała Haruno, wyciągając własne zakupy z koszyka. Chociaż tyle mogła zrobić. - Ile to będzie razem? 
-Sasuke! - Naruto wskoczył do gabinetu hokage przez okno z radosnym okrzykiem na ustach. Zaskoczył tym Kakashiego, który zaczytany był w jednej z ulubionych powieści. 
- Naruto, czy nauczysz się kiedyś wchodzić przez drzwi? - zapytał.
- Sensei, ale sam też wchodziłeś często przez okno - odpowiedział prędko. - Mniejsza o to. Sasuke! - Zaczął rozglądać się po gabinecie, zajrzał pod biurko, a także do szafy pełnej dokumentów.
- Sakurcia mówiła, że Sasuke wrócił, gdzie jest? Powiedz mi szybko - ponaglał Kakashiego.
- Był u mnie przed chwilą, ale Naruto, skąd masz ten koszyk? - Hatake z wyraźnym zdziwieniem przyglądał się Uzumakiemu.
- Aaa!!! - Chłopak załapał się za głowę. - Zapomniałem zapłacić. Co robić? - Kręcił się niespokojnie, mamrocząc pod nosem dwa słowa: "Sasuke" i "sklep".
- To takie do ciebie podobne - podsumował hokage. - Wysłałem Sasuke do Iruki, jak będziesz go szukał zapłać po drodze za zakupy.
- Świetny pomysł! Dzięki, Kakashi sensei! - zawołał, wyskakując przez okno. Hatake tylko pokręcił głową, zastanawiając się, jak taki roztrzepany chłopak mógł uratować cały świat shinobi podczas wojny. 
Naruto od razu wyruszył na poszukiwania Sasuke, po drodze zahaczając o sklep, w którym przepraszał sprzedawczynię, obiecując, że to się więcej nie powtórzy. Zaskoczył go fakt, że za zakupy zdążyła już zapłacić jego przyjaciółka. W akademii nie udało mu się znaleźć Uchihy. Iruka natomiast bardzo ucieszył się ze spotkania ze swoim ulubionym uczniem. Opuszczając budynek, w którym uczyły się przyszłe roczniki shinobi, przypomniał sobie o Hinacie, która czekała na niego w domu. Postanowił szybko podrzucić zakupy żonie i ruszyć na dalsze poszukiwania. Cały dzień spędził ganiając po wiosce. Niektórzy napotkani znajomi wspominali, że widzieli Sasuke, jak kierował się w tę, czy tamtą stronę. Zmęczony i zziajany dotarł w końcu na stare pole treningowe, gdzie Kakashi poddał ich testowi dzwoneczków. Pod pamiętnym słupkiem, z ręką pod głową, leżał Sasuke. 
- Cały dzień cię szukałem. - Opadł obok przyjaciela, rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
- Gdybyś pomyślał, wiedziałbyś, gdzie mnie znaleźć - odpowiedział. Milczeli, wpatrując się w gwiazdy rozpostarte na granatowym niebie. W oddali słychać było ćwierkające ptaki, ukryte w koronach drzew.
- Cieszę się, że wróciłeś. W końcu będziemy mogli znów być tą samą drużyną siódmą.
- Nie będziemy - odpowiedział po chwili.
- Dlaczego? - Uzumaki usiadł gwałtownie, wpatrując się w przyjaciela. 
- Zmieniliśmy się. Ja, Sakura i nawet ty. - Podniósł się. - Już nic nie będzie takie samo.
- Ale wróciłeś, więc będzie dobrze. Razem będziemy chodzić na misje, na ramen... - Naruto zaczął wyliczać wszystkie przyjemności, jakie chciał współdzielić z przyjacielem przez te minione lata. Mieli tyle do nadrobienia. - Zjedz z nami dziś kolację! Hinatka jest świetną kucharką! - Chwycił Sasuke za zdrowe ramię i pociągnął za sobą, opowiadając, o swoim obecnym życiu z młodą żoną. 
- Młotku, nie obchodzą mnie nudności Hinaty! - prychnął Sasuke, próbując wyswobodzić ramię. - Puszczaj!
- Nie, bo uciekniesz - odpowiedział ze szczerym uśmiechem. 
- Za kogo mnie masz? Ja nigdy nie uciekam - uniósł się, wyrywając ramię.
- Jutro pójdziemy do babuni Tsunade. Zrobi ci nową rękę, zobacz - powiedział, pokazując mu swoją. - Jak już się przyzwyczaiłem, to nie odczuwam teraz zbytniej różnicy. Choć nie wygląda ona zbyt dobrze, to sprawuje się prawidłowo.
- To co będzie na tą kolację? - zapytał Sasuke, nie chcąc rozmawiać na temat zastępczej ręki. Jeszcze nie zdecydował, czy ją chce. Na początku było mu trudno tak żyć, musiał wielu rzeczy uczyć się od nowa, ale teraz, gdy już do tego przywykł, nic nie sprawiało mu problemu. Był poniekąd dumny z tego, że radził sobie tak, jakby miał obie ręce. Całą drogę do domu Naruto, spędzili sprzeczając się o drobnostki. Więź, jaka ich łączyła w przeszłości nie zerwała się pomimo wielu przeciwności losu. Może tylko trochę się rozciągnęła i stała się delikatniejsza, lecz nadal istniała.

Kolejny rozdział :) Na szybko przejrzałam błędy, możliwe są jakieś literówki jeszcze, za co przepraszam. Zapraszam do komentowania i do następnego rozdziału :)
Pozdrawiam:*

14 marca 2015

Rozdział drugi

Jam jest wieczne wahadło, co wolą sprężyny
Tajemnej w dwóch odwrotnych dróg ciskane sprzeczność,
Kołysze się nad bezdnią otchłannej głębiny,
A w jednostajnym chodzie mym przeciąga wieczność.
(...)Wahadło L. Staff

- To jakiś żart - zaśmiała się gorzko. Kartka trzymana w dłoni drżała. Sakura głośno oddychała, licząc wdechy i wydechy - była to niezawodna metoda na uspokojenie. 
- Cholera! - wrzasnęła, wyskakując z łóżka, podbiegła do szafy. Otworzyła ją szeroko i oniemiała. Na wieszakach, stłoczone po lewej stronie wisiały ubrania dziewczyny. Po prawej stronie ziało pustką. Wtedy ostatecznie do niej dotarło, że Ryu zabrał swoje rzeczy i zwyczajnie się ulotnił. Stała, gapiąc się w na wpół opróżniony mebel i nie wiedziała, co z tym zrobić. Załkała cicho, przykładając dłoń do ust, próbowała zacisnąć ją na wargach, by nie wydobył się z nich szloch. Nie chciała przez niego płakać, nie mogła sobie na to pozwolić, by rozpaczać po kimś takim. Ból jednak był zbyt silny, pozwoliła łzom popłynąć po policzkach, by dać ujście emocjom i zranionej dumie. Wróciła do łóżka, przykryła się kołdrą pod samą szyję, a twarz wtuliła w poduszkę. Rozpamiętywała cały swój związek, co chwilę wycierając nos trzymaną w dłoni chusteczką. Jak mógł ją tak po prostu zostawić? Bez słowa, zostawiwszy jedynie kartkę?! Łajdak! Tchórz! Dobrze, że nigdy mu nie powiedziałam, że go kocham, pomyślała. Tak naprawdę, to chyba faktycznie tak było, zastanowiła się, lubiła go i miło spędzała z nim czas, ale go nie kochała, więc czemu teraz tak bolało? To twoja zraniona duma, podpowiedziała podświadomość. Byłaś egoistką, brałaś, co chciałaś, to teraz nie rycz! Ale przecież on zachował się, jak świnia! Biła się z myślami cały ranek, aż do pory obiadowej. Musiała w końcu wstać, ogarnąć się i iść do pracy.
Zjawiła się w gabinecie punktualnie. Nie miała najmniejszej ochoty wychodzić z łóżka, jednak gdy znalazła się w szpitalu, odczuła pewną ulgę. Było to miejsce, które nie kojarzyło z Ryu w żaden sposób, więc mogła tu spokojnie odetchnąć. Poczuć zapach środków dezynfekujących, usłyszeć odgłosy codziennej krzątaniny i uspokoić wzrok znajomym, bezpiecznym miejscem. 
- Praca, praca, praca - mruczała pod nosem, przemierzając korytarz na drugim piętrze. Zaglądała po kolei do każdej sali, sprawdzała karty wiszące na szczytach łóżek i rozmawiała z pacjentami. Każdy z nich miał swoją własną historię, odrębną osobowość. Przywoływała swój profesjonalny uśmiech przy wejściu do kolejnych pokoi, pytając swoich podopiecznych o samopoczucie. W jednej z sal leżała pani Hagiromo, dziewięćdziesięcioletnia staruszka o miłym usposobieniu. Była przeraźliwie chuda, pomarszczona skóra okrywała kości, wystające w każdym możliwym miejscu. Niebieskie żyły odznaczały się wyraźnie pod bladą cerą. Sakura wiedziała, że nie może wiele zdziałać, wiek miał swoje prawa. Mogła jedynie uśmierzyć ból kości i stawów, które nękały starszą kobietę. Pacjentka, pomimo choroby, zawsze uśmiechała się ciepło na widok młodej lekarki. Tym razem również przywitała ją w taki sposób.
- Dzień dobry, pani Hagiromo. Jak się dziś czujemy? - zapytała, czytając informacje na karcie.
- Lepiej niż wczoraj, gorzej niż jutro - odpowiedziała cicho. Bystre oczy zmierzyły Sakurę z zatroskaniem. - Kochana, stało się coś? - zapytała, klepiąc materac, na którym leżała. 
- Nie, nic złego - odpowiedziała zaskoczona. Wiedziała, że ma podpuchnięte oczy, lecz starała się uśmiechać do każdego, by przypadkiem nikt nie zadał jej właśnie takiego pytania. Przysiadła obok staruszki. - Wszystko w porządku - zapewniła, ściskając delikatnie zimną dłoń staruszki.
- Martwię się o ciebie, taka dobra z ciebie dziewczyna - powiedziała.
- Proszę się o mnie nie martwić, tylko skoncentrować się na powrocie do sił - nakazała, robiąc groźną minę. Następnie uniosła kąciki ust ku górze, by pokazać kobiecie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Moje drogie dziecko - zaczęła. - Stara jestem. Czas mi już umierać, a nie zajmować twój czas. Jesteś młoda, dlatego powiem ci, nie marnuj życia na zmartwienia. Jeśli spotkało cię coś przykrego, unieś głowę wysoko i idź przed siebie, nie oglądaj się na przeszłość. Liczy się tylko tu i teraz.  Wiele przeszłam w życiu i widzę, że cierpisz. Jeżeli przez mężczyznę, to powiem ci, nie warto. Kopnij go w rzyć i żyj dalej.
- Pani Hagiromo! - Sakura zasłoniła usta dłonią, by nie wybuchnąć śmiechem. W oczach pojawiły się wesołe iskierki. 
- O to właśnie chodzi! - zawołała staruszka. - Śmiej się każdego dnia, to mój przepis na długowieczność - powiedziała. - Może nie wyglądam, jak czcigodna Tsunade, ale zapewniam cię, że gdyby nie te bóle stawów, to byłabym w lepszej formie od niej. - Mrugnęła porozumiewawczo do młodej lekarki.
- To teraz coś zaradzimy na te bóle - odpowiedziała w dużo lepszym humorze i zaczęła przesuwać dłońmi nad opuchniętymi kolanami swojej pacjentki. Zielona poświata przynosiła ulgę staruszce, co było widać, po tym, jak zmarszczka na czole znacznie się wygładziła.
Z pracy wyszła koło dwudziestej drugiej. Nie miała ochoty wracać do domu, w którym unosił się jeszcze zapach Ryu. Krążyła po uliczkach, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. W końcu postanowiła wejść do jednego z barów. Postanowiła, że dzisiejszego dnia weźmie przykład ze swojej mentorki, która każde smutki, nerwy i problemy topiła w sake. Wiedziała doskonale, że jest to kiepski sposób, ale teraz nie miało to znaczenia. Usiadła przy stoliku, zamówiła butelkę trunku i jakieś przekąski. Rozejrzała się po pomieszczeniu, które było całkiem przyjemne. Każdy stolik był przykryty czerwonym obrusem. Na ścianach wisiały obrazki, wśród których rozpoznała kilka namalowanych przez Saia. Oświetlenie sali było w sam raz, nie za jasne, ale i nie za ciemne. Klienci też należeli raczej do tych kulturalnych, a nie tak, jak w niektórych miejscach, gdzie strach było samemu wejść. Za oknem, przy którym siedziała, mignęła jej znajoma postać. Zapukała w szybę. Chłopak uśmiechnął się i wszedł do środka. 
- Sakura? Co tutaj robisz sama? - zapytał Sai, przysiadając się.
- Już nie jestem sama - odpowiedziała, podnosząc rękę, zamówiła dla kolegi kolejną butelkę i więcej przekąsek.
- Nie powinienem pić - odezwał się, uśmiechając się uprzejmie. Nie lubiła, jak to robił. Wiało fałszem na kilometr.
- Napijesz się ze mną - zdecydowała stanowczo. Spojrzała na niego groźnie.
- Dobra, ale tylko trochę. Jeśli nie wrócę na czas do domu, to Ino mnie zabije - odparł, wiedząc, że jeśli się nie zgodzi, nie wróci żywy do domu. Sakura obdarzyła go szerokim uśmiechem.
- Ryu, ten dupek, mnie zostawił - powiedziała cicho, wychylając pierwszą czarkę. Czuła, jak ciepło wypala jej przełyk.
- Dlaczego? Wyglądaliście na szczęśliwych. -  Poczęstował się serowymi paluszkami. 
- Chyba tylko ty tak uważałeś - mruknęła, czochrając w złości włosy. - Wszystko się pokręciło, nawet nie wiem, o co mu chodzi. Tak bez słowa wyszedł. Zostawił tylko kartkę, że do siebie nie pasujemy - jęknęła. - Czy ty to rozumiesz? Zostawił mi kartkę! Jakbym była panienką na jedną noc, której zostawia się  wiadomość w stylu: Fajnie było, ale się skończyło.
Sai nalewał Sakurze jedną czarkę, za drugą. Nie mówił wiele, tylko słuchał. Co jakiś czas tylko przytakiwał, gdy z ust Haruno wybrzmiewały wyzwiska i niecenzuralne epitety, określające jej byłego. 
- Jestem taka głuuupia - westchnęła, kładąc głowę na blacie stolika. Palcami bębniła w stół, wybijając rytm kołysanki, którą mama śpiewała jej w dzieciństwie do snu. - Najpierw Sasuke, teraz Ryu. Sai, czemu jestem taka pechowa? Co ze mną jest nie tak? - zapytała, unosząc głowę, wpatrywała się w chłopaka z niemym błaganiem.
- Masz małe cycki - wypalił bez zastanowienia. W chwili, gdy wypowiedział te słowa, Sakura przyłożyła mu pięścią w twarz. Chłopak wyleciał przez okno z baru.
- Sai! Co się stało?! - Naruto, który właśnie spacerował z Hinatą, zatrzymał się nad przyjacielem. Ten, trzymając się za spuchnięty policzek, wskazał kiwnięciem głowy na stojącą w dziurze po oknie Sakurę. Barman podbiegł z wrzaskiem do dziewczyny i zaczął wymachiwać rękoma. Hinata szybko zainterweniowała, próbując uspokoić właściciela, przeprosiła za przyjaciółkę i obiecała, że pokryją wszystkie koszty. Chwyciła Haruno pod ramię i wyprowadziła na ulicę. Zauważyła, że musiała sporo wypić, bo lekko chwiała się na nogach. Nie odzywała się. Nie zwróciła też uwagi na małe zbiegowisko. 
- Dobra, koniec przedstawienia! - zawołał głośno Naruto. Przechodnie zaczęli powoli się rozchodzić, szepcząc między sobą na temat zachowania pani doktor. - Sai, za co oberwałeś od Sakurci? - zapytał cicho, uważnie obserwując kątem oka, jak Haruno, przy wsparciu jego żony, próbuje usiąść prosto na krawężniku.
- Powiedziałem tylko, że ma małe cycki - odpowiedział, krzywiąc się lekko. Splunął krwią. Ino będzie zła, pomyślał.
- Co takiego?! Całkiem ci odbiło! - Uderzył przyjaciela w plecy. Podbiegł zaraz do kobiet. Uklęknął przed przyjaciółką.
- Sakurcia, nie słuchaj tego palanta. To nie prawda, że masz ten, no... małe - jąkał się. - Masz całkiem duże! Co prawda nie tak duże, jak Hinatka, ale też są niczego sobie - nakręcał się, dopóki zielone tęczówki nie błysnęły złowrogo.
- Ani słowa, bo skończysz, jak Sai - warknęła.
- Sakura, co się stało? - spytała zmartwiona Hinata, całkiem ignorując męża. Haruno podciągnęła kolana pod brodę, obejmując je ramionami. 
- Ryu mnie zostawił - wyznała cicho.
- Zabiję drania! Gdzie on jest?! - zawołał Naruto. - Nie pozwolę, by ktoś ranił moich przyjaciół!
- Naruto, uspokój się. - Stanowczy głos małżonki ostudził zapał blondyna. - Sakura, dziś u nas przenocujesz, dobrze? - Domyślała się, że spanie w jednym łóżku, w którym niedawno sypiała z chłopakiem, mogło nie być zbyt pocieszające.
- Nie, nie chcę wam sprawiać kłopotów - powiedziała, kręcąc głową. Próbowała wstać, lecz zachwiała się i upadłaby, gdyby nie silny uścisk Hinaty.
- To żaden kłopot. Naruto prześpi się na kanapie, a my sobie pogadamy - zdecydowała. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby miała zostawić przyjaciółkę samą w takich okolicznościach. - Sai, idź do domu. Powiedz Ino, żeby rano wpadła do nas na śniadanie - odezwała się do chłopaka, po czym razem z mężem chwycili Haruno pod ramiona i ruszyli w stronę domu.
Stała pod prysznicem, pozwalając, by spływająca po ramionach woda, zmyła ból całego dnia. Nie chciała narzucać się Uzumakim, ale była wdzięczna, że ją przygarnęli na dzisiejszą noc. Gdyby tego nie zrobili, włóczyłaby się do rana po wiosce, bojąc się wrócić do pustego mieszkania. Naruto z żoną mieszkali w niewielkim domu, który mieścił się na granicy dzielnicy, którą zamieszkiwali Hyuga. Młodzi chcieli wprowadzić się do mieszkania, które należało do chłopaka, lecz ojciec Hinaty postawił jeden warunek: albo będą mieszkać w pobliżu, albo nici ze ślubu. Zakręciła kurek z wodą i wytarła się ręcznikiem. Wsunęła się w koszulę nocną pożyczoną od przyjaciółki. Była na nią za luźna, głęboki dekolt kończył się nieprzyzwoicie nisko, odkrywając piersi dziewczyny. Skrzywiła się na ten widok w lustrze. Może rzeczywiście są za małe, pomyślała, stając bokiem do swojego odbicia. Opuściła ze zrezygnowaniem ramionami. Ściągnęła koszulę i założyła swój biały Tshirt, w który ubrana była na oddziale, dopiero potem wsunęła przez głowę pidżamę Hinaty. Teraz przynajmniej nic nie miało prawa wyskoczyć w najmniej odpowiednim momencie. W sypialni, na podwójnym, wielkim łożu małżeńskim, pod kołdrą leżała młoda pani Uzumaki i z uśmiechem czekała, aż Sakura wsunie się pod przykrycie po drugiej stronie. Położyły się na boku, twarzami zwrócone do siebie.
- Opowiedz mi - poprosiła Hinata. Haruno zaczęła opowieść. Nie pomijała niczego, pozwoliła, by myśli, które kłębiły się gdzieś na dnie duszy, wyszły na powierzchnię. Płakała, wtulona w przyjazne ramiona przyjaciółki i dalej snuła swoją historię. Żaliła się na Sasuke, na Ryu i wszystkich mężczyzn, których znała. Kiedy już zabrakło łez do wylania, zasnęła zmęczona. 
Obudziła się rano, gdy ktoś krzyczał za ścianą. Jęknęła cicho, łapiąc się za głowę. Kac i płacz zrobiły swoje. Ponowny krzyk przywołał jednak na jej usta bolesny uśmiech.
- Zabiję tego popaprańca! Urwę mu i rzucę Akamaru na pożarcie! - Krzyki roznosiły się po domu. 
- Ino, ciszej. Sakura jeszcze śpi. - Hinata uspokajała Yamanakę. Głosy przycichły na tyle, że nie było już słychać o czym rozmawiają kobiety. Haruno spojrzała na zegar wiszący przy drzwiach.  Był to stary, pewnie zabytkowy, czasomierz. Wykonany z drewna, cicho tykał, gdy wahadło poruszało się w rytmicznym, monotonnym ruchu. W lewo, w prawo, góra, dół. Dziewczyna przez dłuższą chwilę dała się wciągnąć w powolne tykanie, które działało kojąco.
- Za co?! - Naruto podniósł głos. Sakura wytężyła słuch, by usłyszeć odpowiedź.
- Miałeś sprowadzić go do wioski i co? Mamy teraz to, co mamy - warknęła Ino. Haruno westchnęła cicho i spuściła nogi z łóżka. Wstała, ubrała się w rzeczy pozostawione na krześle obok i wyszła z pokoju. W kuchni zaległa cisza.Trzy pary oczu wpatrywały się w nią z przejęciem.
- To co mamy na śniadanie? - zapytała, próbując nadać głosowi beztroskie brzmienie. 
- Ramen! - zawołał wesoło blondyn. - Siadaj Sakurcia - powiedział, nalewając do wielkiej miski porcję dla kilku osób. - Ramen jest najlepszy na wszystko - oznajmił z dumą. 
- Sakura? - Ino patrzyła na przyjaciółkę z wyrzutami sumienia, które dręczyły ją od ostatniej rozmowy.
- Jest dobrze. Nie chcę teraz o tym rozmawiać - powiedziała szybko, odbierając miskę od Naruto.
- Jak chcesz, ale pamiętaj. - Ino uścisnęła jej dłoń. - Jedno twoje słowo, a jestem przy tobie. 
- Dziękuję wam - wyszeptała z wdzięcznością w stronę trójki przyjaciół. 
Chłodny powiew wiatru poruszył liśćmi na drzewach, powodując, że cały las szumiał, zagłuszając wszelkie odgłosy. Mężczyzna, odziany w czarny płaszcz, przystanął na jednym z konarów kilka metrów nad ziemią. Wyczuł, że ktoś się zbliża. Przykucnął na gałęzi i korzystając z ukrycia, obserwował drogę, wyciszając też swoją chakrę. Czekał i nasłuchiwał. Po kilku minutach na drodze pojawiło się dwóch shinobich. Mieli na sobie strój z jego rodzinnej wioski, więc teoretycznie nie musiał się kryć, lecz wolał jednak pozostać w cieniu. Przez ostatnich kilka lat odwykł od towarzystwa. Przysłuchiwał się ich rozmowie z zainteresowaniem, licząc, że dowie się czegoś ciekawego na temat obecnej sytuacji w Konosze.
- Zostawiłeś ją? - zapytał wysoki brunet, przez którego twarz przechodziła pionowa blizna.
- Znudziła mi się, poza tym wróciła Akemi - odpowiedział drugi z drużyny. Zatrzymali się pod drzewem, na którym zatrzymał się mężczyzna, by chwilę odpocząć. Uważnie przyglądał się ich twarzom, lecz nie przypominał sobie, by spotkał ich wcześniej. Nie interesowały go historie miłosne nieznanych ludzi.
- Nie bałeś się, że cię zabije? Podobno potrafi nieźle przyłożyć.
- Zostawiłem jej kartkę. Nie widziałem się z nią. Nie chciałem, żeby zaczęła mi płakać. - Zaśmiał się szyderczo. Postać na drzewie uśmiechnęła się lekko.
- A co zrobisz, jak ją spotkasz? Wiesz, Konoha jest mała - zapytał towarzysz.
- Coś wtedy wymyślę - odpowiedział. 
- Wykorzystałeś biedną dziewczynę, dlatego uważałbym na twoim miejscu. Wiesz, że Uzumaki, jak cię spotka, to zostawi po tobie mokrą plamę, tak samo, jak cała reszta ich ekipy. Pilnuj się - poradził. Zaspokoili pragnienie i ruszyli w dalszą drogę. Mężczyzna, kryjący się w cieniu drzewa, ruszył ponownie w drogę. 
- Czyli któraś z przyjaciółek Naruto dostała kosza - prychnął cicho. - Ciekawe, która teraz zalewa się łzami, pomyślał. Do Konohy pozostał mu dzień drogi. Już niedługo miał pojawić się na starych śmieciach. Trochę obawiał się, jak to wszystko będzie wyglądać. Nie miał złudzeń, że większość mieszkańców nie będzie zachwycona z jego powrotu. Kto wie, może już nim straszono niegrzeczne dzieci przed snem. Ruszył w dalszą drogę. Najpierw powinien odwiedzić Kakashiego, w końcu to on obecnie zarządzał Konohą, a potem pewnie będzie musiał się przygotować psychicznie na spotkanie z Naruto. Już widział przed oczami obraz cieszącego się blondyna. No i Sakura. Ciekawe, jaką zrobi minę, zastanawiał się, na pewno oszaleje ze szczęścia, jak Uzumaki. Dobrze, bo miał pewne plany, do których realizacji Haruno nadawała się idealnie. 
                Kac morderca zabijał ją przez cały poranek. Dobrze ci tak, wmawiała sobie, trzeba było tyle nie pić. Koło południa powiedziała sobie - Dość! - Łyknęła tabletkę od bólu głowy, a do tego wypiła jakiś musujący środek, żeby uspokoić podrażniony żołądek. Cały dzień na dyżurze wymagał od niej pełnej dyspozycji, nie mogła włóczyć się po korytarzach niczym zombi, tym bardziej, że pracowała dziś z Tsunade. Była hokage sama nie stroniła od alkoholu, ale była nad wyraz rygorystyczna, jeśli któryś z jej pracowników przejawiał większe zainteresowanie procentami. Sakura, znajdując chwilę wolnego, zamknęła się w gabinecie z dużą porcją lodów, które działały cuda. Po zjedzeniu całego opakowania, poczuła się już na tyle dobrze, że mogła stawić się przed swoją mentorką bez obawy, że ta coś zauważy. Przynajmniej tak się jej wydawało, dopóki nie napotkała taksującego spojrzenia blondynki.
- Sakura, co się stało? - zapytała, nie dając się nabrać na beztroski uśmiech uczennicy. Znała ją nie od dziś.
- Nic takiego. Pacjent spod trójki skarży się na nudności - zaczęła młoda lekarka.
- To tylko zwykła niestrawność. Nie zmieniaj tematu. Widzę, że jesteś w kiepskim stanie. Płakałaś. - Krótkie, suche stwierdzenia były jak igły, wbijające się po kolei w ciało. 
- Przed panią chyba nic się nie ukryje. - Usadowiła się wygodniej na fotelu. 
- Uchiha? - zapytała, wiedząc, że w przeszłości był on najczęstszym źródłem zmartwień Haruno.
- Hayase - mruknęła.
- Och. Co przeskrobał?
- Uciekł. Stchórzył. Porzucił. - Trzy czasowniki w czasie przeszłym, jakie przyszły jej na myśl, podsumowały cały jej związek. Czuła się żałośnie, jak gówniara, a nie dorosła kobieta.
- Daj mu nauczkę, jak się pojawi. Pamiętaj, jak się nie będą ciebie bali, to się będą z ciebie śmiali. - Blondynka chwyciła swoją podopieczną za prawą dłoń. Uścisnęła ją, dodając jej otuchy. Sakura podziękowała uśmiechem. Nie czuła się tak koszmarnie, jak na początku. Wszystko dzięki temu, że miała wsparcie przyjaciół. Naruto, Hinata, Ino i cała ich stara paczka, a także Piąta byli przy niej, więc nie mogła się załamywać.
- Lepiej wcześniej, jak za późno - dodała Tsunade. - A co powiesz o pacjentce z ósemki? Poprawiło się jej? - zapytała, wracając do pracy.
Kakashi siedział za biurkiem, w swoim gabinecie i czytał jedną ze starych książek Jirayi. Żałował, że sannin nie zdążył dokończyć serii. Na ciche pukanie do drzwi, zareagował szybko, ściągając nogi z biurka i stawiając je na podłodze, schował książkę do szuflady.
- Proszę - zawołał.
- Dzień dobry. - Do środka weszła młoda kobieta. Blond włosy sięgały jej ramion, lekko się kręciły. Niebieskie, duże oczy patrzyły z pewnością siebie. Była ładna. 
- Słucham.
- Nazywam się Kazuya Akemi, zostałam ostatnio przydzielona do oddziału ANBU. Chciałam się dowiedzieć, dlaczego nie wysłano mnie razem z nimi na misję. - Była zła. Kakashi uśmiechnął się pod maską. Zatem to była Akemi, o której słyszał od Uzumakiego. Chłopak z samego rana przybiegł do niego z opowieścią o Sakurze na ustach. Hatake nie musiał o nic pytać, blondyn sam mu wszystko wyśpiewał, wygrażając Ryu, na czym świat stoi. Hokage z tego powodu wysłał Hayase wraz z towarzyszem na misję, która miała potrwać przynajmniej dwa tygodnie. Wolał się go pozbyć z wioski, by uniknąć niechcianego morderstwa. Przez ten czas, zarówno Naruto, jak i Sakura powinni ochłonąć. Co do Akemi miał inne plany.
- Ach, no cóż... Wynikły pewne okoliczności - zaczął, drapiąc się po głowie. - Zostałaś przeniesiona do mojego biura. Zgłoś się do Hirokiego, da ci wszystkie wytyczne.
- Mam siedzieć za biurkiem? - oburzyła się.
- Tak, przeszkadza ci to? - zapytał, mierząc dziewczynę wzrokiem. Miała charakterek.
- Oczywiście! Nie dlatego trenowałam, by dostać się do elitarnej jednostki, żeby teraz siedzieć na tyłku i segregować papierki!
- Segregowanie papierków, jak to ujęłaś, jest niezwykle ważnym i odpowiedzialnym zajęciem.
- Po moim trupie! - Tupnęła nogą,
- Ty naprawdę tupnęłaś nogą? - zapytał z niedowierzaniem Kakashi. Ubawiony sytuacją, miał problem z utrzymaniem powagi. Dziewczyna zawstydziła się słowami hokage, zdając sobie w końcu sprawę, z kim ma do czynienia.
- Przepraszam - bąknęła.
- Idź do Hirokiego - powiedział. - Niedługo wrócisz do ANBU, bez obawy. 
- To... do widzenia. - Cicho zamknęła za sobą drzwi. 
- Kobiety - westchnął Kakashi. Nie wiedział, czy podjął właściwą decyzję odnośnie Akemi, lecz wolał nie pozostawiać jej w ANBU w obecnej sytuacji. Nie miał zamiaru mieszać się w wewnętrzne spory między członkami elitarnego oddziału, a do takich z pewnością by doszło, gdyby jego uczennica trafiła na jedną misję z blondynką. Co prawda Sakura oficjalnie nie należała do żadnego oddziału, to często wybierała się z nimi, by być wsparciem medycznym. Przydzielaniem osób do zadań zajmowała się Anko, nie chciał naruszać jej pola działania, więc uznał, ze lepiej będzie wycofać potencjalne zagrożenie i umieścić je pod okiem.

Witam :) Sasuke nadchodzi... Mam nadzieję, że rozdział ciekawy, pisało mi się go bardzo szybko, aż sama byłam zdziwiona. 
Chętnych zapraszam na mojego drugiego bloga z serii Naruto :http://kocham-szeptem.blogspot.com/ 

Znalazłam na zerochan zabawny art, który idealnie pasuje do jednej ze scen. Nie mogłam się powstrzymać, by go tu nie wrzucić. Tymczasem, pozdrawiam i zapraszam do śledzenia historii SasuSaku :)