14 marca 2015

Rozdział drugi

Jam jest wieczne wahadło, co wolą sprężyny
Tajemnej w dwóch odwrotnych dróg ciskane sprzeczność,
Kołysze się nad bezdnią otchłannej głębiny,
A w jednostajnym chodzie mym przeciąga wieczność.
(...)Wahadło L. Staff

- To jakiś żart - zaśmiała się gorzko. Kartka trzymana w dłoni drżała. Sakura głośno oddychała, licząc wdechy i wydechy - była to niezawodna metoda na uspokojenie. 
- Cholera! - wrzasnęła, wyskakując z łóżka, podbiegła do szafy. Otworzyła ją szeroko i oniemiała. Na wieszakach, stłoczone po lewej stronie wisiały ubrania dziewczyny. Po prawej stronie ziało pustką. Wtedy ostatecznie do niej dotarło, że Ryu zabrał swoje rzeczy i zwyczajnie się ulotnił. Stała, gapiąc się w na wpół opróżniony mebel i nie wiedziała, co z tym zrobić. Załkała cicho, przykładając dłoń do ust, próbowała zacisnąć ją na wargach, by nie wydobył się z nich szloch. Nie chciała przez niego płakać, nie mogła sobie na to pozwolić, by rozpaczać po kimś takim. Ból jednak był zbyt silny, pozwoliła łzom popłynąć po policzkach, by dać ujście emocjom i zranionej dumie. Wróciła do łóżka, przykryła się kołdrą pod samą szyję, a twarz wtuliła w poduszkę. Rozpamiętywała cały swój związek, co chwilę wycierając nos trzymaną w dłoni chusteczką. Jak mógł ją tak po prostu zostawić? Bez słowa, zostawiwszy jedynie kartkę?! Łajdak! Tchórz! Dobrze, że nigdy mu nie powiedziałam, że go kocham, pomyślała. Tak naprawdę, to chyba faktycznie tak było, zastanowiła się, lubiła go i miło spędzała z nim czas, ale go nie kochała, więc czemu teraz tak bolało? To twoja zraniona duma, podpowiedziała podświadomość. Byłaś egoistką, brałaś, co chciałaś, to teraz nie rycz! Ale przecież on zachował się, jak świnia! Biła się z myślami cały ranek, aż do pory obiadowej. Musiała w końcu wstać, ogarnąć się i iść do pracy.
Zjawiła się w gabinecie punktualnie. Nie miała najmniejszej ochoty wychodzić z łóżka, jednak gdy znalazła się w szpitalu, odczuła pewną ulgę. Było to miejsce, które nie kojarzyło z Ryu w żaden sposób, więc mogła tu spokojnie odetchnąć. Poczuć zapach środków dezynfekujących, usłyszeć odgłosy codziennej krzątaniny i uspokoić wzrok znajomym, bezpiecznym miejscem. 
- Praca, praca, praca - mruczała pod nosem, przemierzając korytarz na drugim piętrze. Zaglądała po kolei do każdej sali, sprawdzała karty wiszące na szczytach łóżek i rozmawiała z pacjentami. Każdy z nich miał swoją własną historię, odrębną osobowość. Przywoływała swój profesjonalny uśmiech przy wejściu do kolejnych pokoi, pytając swoich podopiecznych o samopoczucie. W jednej z sal leżała pani Hagiromo, dziewięćdziesięcioletnia staruszka o miłym usposobieniu. Była przeraźliwie chuda, pomarszczona skóra okrywała kości, wystające w każdym możliwym miejscu. Niebieskie żyły odznaczały się wyraźnie pod bladą cerą. Sakura wiedziała, że nie może wiele zdziałać, wiek miał swoje prawa. Mogła jedynie uśmierzyć ból kości i stawów, które nękały starszą kobietę. Pacjentka, pomimo choroby, zawsze uśmiechała się ciepło na widok młodej lekarki. Tym razem również przywitała ją w taki sposób.
- Dzień dobry, pani Hagiromo. Jak się dziś czujemy? - zapytała, czytając informacje na karcie.
- Lepiej niż wczoraj, gorzej niż jutro - odpowiedziała cicho. Bystre oczy zmierzyły Sakurę z zatroskaniem. - Kochana, stało się coś? - zapytała, klepiąc materac, na którym leżała. 
- Nie, nic złego - odpowiedziała zaskoczona. Wiedziała, że ma podpuchnięte oczy, lecz starała się uśmiechać do każdego, by przypadkiem nikt nie zadał jej właśnie takiego pytania. Przysiadła obok staruszki. - Wszystko w porządku - zapewniła, ściskając delikatnie zimną dłoń staruszki.
- Martwię się o ciebie, taka dobra z ciebie dziewczyna - powiedziała.
- Proszę się o mnie nie martwić, tylko skoncentrować się na powrocie do sił - nakazała, robiąc groźną minę. Następnie uniosła kąciki ust ku górze, by pokazać kobiecie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Moje drogie dziecko - zaczęła. - Stara jestem. Czas mi już umierać, a nie zajmować twój czas. Jesteś młoda, dlatego powiem ci, nie marnuj życia na zmartwienia. Jeśli spotkało cię coś przykrego, unieś głowę wysoko i idź przed siebie, nie oglądaj się na przeszłość. Liczy się tylko tu i teraz.  Wiele przeszłam w życiu i widzę, że cierpisz. Jeżeli przez mężczyznę, to powiem ci, nie warto. Kopnij go w rzyć i żyj dalej.
- Pani Hagiromo! - Sakura zasłoniła usta dłonią, by nie wybuchnąć śmiechem. W oczach pojawiły się wesołe iskierki. 
- O to właśnie chodzi! - zawołała staruszka. - Śmiej się każdego dnia, to mój przepis na długowieczność - powiedziała. - Może nie wyglądam, jak czcigodna Tsunade, ale zapewniam cię, że gdyby nie te bóle stawów, to byłabym w lepszej formie od niej. - Mrugnęła porozumiewawczo do młodej lekarki.
- To teraz coś zaradzimy na te bóle - odpowiedziała w dużo lepszym humorze i zaczęła przesuwać dłońmi nad opuchniętymi kolanami swojej pacjentki. Zielona poświata przynosiła ulgę staruszce, co było widać, po tym, jak zmarszczka na czole znacznie się wygładziła.
Z pracy wyszła koło dwudziestej drugiej. Nie miała ochoty wracać do domu, w którym unosił się jeszcze zapach Ryu. Krążyła po uliczkach, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. W końcu postanowiła wejść do jednego z barów. Postanowiła, że dzisiejszego dnia weźmie przykład ze swojej mentorki, która każde smutki, nerwy i problemy topiła w sake. Wiedziała doskonale, że jest to kiepski sposób, ale teraz nie miało to znaczenia. Usiadła przy stoliku, zamówiła butelkę trunku i jakieś przekąski. Rozejrzała się po pomieszczeniu, które było całkiem przyjemne. Każdy stolik był przykryty czerwonym obrusem. Na ścianach wisiały obrazki, wśród których rozpoznała kilka namalowanych przez Saia. Oświetlenie sali było w sam raz, nie za jasne, ale i nie za ciemne. Klienci też należeli raczej do tych kulturalnych, a nie tak, jak w niektórych miejscach, gdzie strach było samemu wejść. Za oknem, przy którym siedziała, mignęła jej znajoma postać. Zapukała w szybę. Chłopak uśmiechnął się i wszedł do środka. 
- Sakura? Co tutaj robisz sama? - zapytał Sai, przysiadając się.
- Już nie jestem sama - odpowiedziała, podnosząc rękę, zamówiła dla kolegi kolejną butelkę i więcej przekąsek.
- Nie powinienem pić - odezwał się, uśmiechając się uprzejmie. Nie lubiła, jak to robił. Wiało fałszem na kilometr.
- Napijesz się ze mną - zdecydowała stanowczo. Spojrzała na niego groźnie.
- Dobra, ale tylko trochę. Jeśli nie wrócę na czas do domu, to Ino mnie zabije - odparł, wiedząc, że jeśli się nie zgodzi, nie wróci żywy do domu. Sakura obdarzyła go szerokim uśmiechem.
- Ryu, ten dupek, mnie zostawił - powiedziała cicho, wychylając pierwszą czarkę. Czuła, jak ciepło wypala jej przełyk.
- Dlaczego? Wyglądaliście na szczęśliwych. -  Poczęstował się serowymi paluszkami. 
- Chyba tylko ty tak uważałeś - mruknęła, czochrając w złości włosy. - Wszystko się pokręciło, nawet nie wiem, o co mu chodzi. Tak bez słowa wyszedł. Zostawił tylko kartkę, że do siebie nie pasujemy - jęknęła. - Czy ty to rozumiesz? Zostawił mi kartkę! Jakbym była panienką na jedną noc, której zostawia się  wiadomość w stylu: Fajnie było, ale się skończyło.
Sai nalewał Sakurze jedną czarkę, za drugą. Nie mówił wiele, tylko słuchał. Co jakiś czas tylko przytakiwał, gdy z ust Haruno wybrzmiewały wyzwiska i niecenzuralne epitety, określające jej byłego. 
- Jestem taka głuuupia - westchnęła, kładąc głowę na blacie stolika. Palcami bębniła w stół, wybijając rytm kołysanki, którą mama śpiewała jej w dzieciństwie do snu. - Najpierw Sasuke, teraz Ryu. Sai, czemu jestem taka pechowa? Co ze mną jest nie tak? - zapytała, unosząc głowę, wpatrywała się w chłopaka z niemym błaganiem.
- Masz małe cycki - wypalił bez zastanowienia. W chwili, gdy wypowiedział te słowa, Sakura przyłożyła mu pięścią w twarz. Chłopak wyleciał przez okno z baru.
- Sai! Co się stało?! - Naruto, który właśnie spacerował z Hinatą, zatrzymał się nad przyjacielem. Ten, trzymając się za spuchnięty policzek, wskazał kiwnięciem głowy na stojącą w dziurze po oknie Sakurę. Barman podbiegł z wrzaskiem do dziewczyny i zaczął wymachiwać rękoma. Hinata szybko zainterweniowała, próbując uspokoić właściciela, przeprosiła za przyjaciółkę i obiecała, że pokryją wszystkie koszty. Chwyciła Haruno pod ramię i wyprowadziła na ulicę. Zauważyła, że musiała sporo wypić, bo lekko chwiała się na nogach. Nie odzywała się. Nie zwróciła też uwagi na małe zbiegowisko. 
- Dobra, koniec przedstawienia! - zawołał głośno Naruto. Przechodnie zaczęli powoli się rozchodzić, szepcząc między sobą na temat zachowania pani doktor. - Sai, za co oberwałeś od Sakurci? - zapytał cicho, uważnie obserwując kątem oka, jak Haruno, przy wsparciu jego żony, próbuje usiąść prosto na krawężniku.
- Powiedziałem tylko, że ma małe cycki - odpowiedział, krzywiąc się lekko. Splunął krwią. Ino będzie zła, pomyślał.
- Co takiego?! Całkiem ci odbiło! - Uderzył przyjaciela w plecy. Podbiegł zaraz do kobiet. Uklęknął przed przyjaciółką.
- Sakurcia, nie słuchaj tego palanta. To nie prawda, że masz ten, no... małe - jąkał się. - Masz całkiem duże! Co prawda nie tak duże, jak Hinatka, ale też są niczego sobie - nakręcał się, dopóki zielone tęczówki nie błysnęły złowrogo.
- Ani słowa, bo skończysz, jak Sai - warknęła.
- Sakura, co się stało? - spytała zmartwiona Hinata, całkiem ignorując męża. Haruno podciągnęła kolana pod brodę, obejmując je ramionami. 
- Ryu mnie zostawił - wyznała cicho.
- Zabiję drania! Gdzie on jest?! - zawołał Naruto. - Nie pozwolę, by ktoś ranił moich przyjaciół!
- Naruto, uspokój się. - Stanowczy głos małżonki ostudził zapał blondyna. - Sakura, dziś u nas przenocujesz, dobrze? - Domyślała się, że spanie w jednym łóżku, w którym niedawno sypiała z chłopakiem, mogło nie być zbyt pocieszające.
- Nie, nie chcę wam sprawiać kłopotów - powiedziała, kręcąc głową. Próbowała wstać, lecz zachwiała się i upadłaby, gdyby nie silny uścisk Hinaty.
- To żaden kłopot. Naruto prześpi się na kanapie, a my sobie pogadamy - zdecydowała. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby miała zostawić przyjaciółkę samą w takich okolicznościach. - Sai, idź do domu. Powiedz Ino, żeby rano wpadła do nas na śniadanie - odezwała się do chłopaka, po czym razem z mężem chwycili Haruno pod ramiona i ruszyli w stronę domu.
Stała pod prysznicem, pozwalając, by spływająca po ramionach woda, zmyła ból całego dnia. Nie chciała narzucać się Uzumakim, ale była wdzięczna, że ją przygarnęli na dzisiejszą noc. Gdyby tego nie zrobili, włóczyłaby się do rana po wiosce, bojąc się wrócić do pustego mieszkania. Naruto z żoną mieszkali w niewielkim domu, który mieścił się na granicy dzielnicy, którą zamieszkiwali Hyuga. Młodzi chcieli wprowadzić się do mieszkania, które należało do chłopaka, lecz ojciec Hinaty postawił jeden warunek: albo będą mieszkać w pobliżu, albo nici ze ślubu. Zakręciła kurek z wodą i wytarła się ręcznikiem. Wsunęła się w koszulę nocną pożyczoną od przyjaciółki. Była na nią za luźna, głęboki dekolt kończył się nieprzyzwoicie nisko, odkrywając piersi dziewczyny. Skrzywiła się na ten widok w lustrze. Może rzeczywiście są za małe, pomyślała, stając bokiem do swojego odbicia. Opuściła ze zrezygnowaniem ramionami. Ściągnęła koszulę i założyła swój biały Tshirt, w który ubrana była na oddziale, dopiero potem wsunęła przez głowę pidżamę Hinaty. Teraz przynajmniej nic nie miało prawa wyskoczyć w najmniej odpowiednim momencie. W sypialni, na podwójnym, wielkim łożu małżeńskim, pod kołdrą leżała młoda pani Uzumaki i z uśmiechem czekała, aż Sakura wsunie się pod przykrycie po drugiej stronie. Położyły się na boku, twarzami zwrócone do siebie.
- Opowiedz mi - poprosiła Hinata. Haruno zaczęła opowieść. Nie pomijała niczego, pozwoliła, by myśli, które kłębiły się gdzieś na dnie duszy, wyszły na powierzchnię. Płakała, wtulona w przyjazne ramiona przyjaciółki i dalej snuła swoją historię. Żaliła się na Sasuke, na Ryu i wszystkich mężczyzn, których znała. Kiedy już zabrakło łez do wylania, zasnęła zmęczona. 
Obudziła się rano, gdy ktoś krzyczał za ścianą. Jęknęła cicho, łapiąc się za głowę. Kac i płacz zrobiły swoje. Ponowny krzyk przywołał jednak na jej usta bolesny uśmiech.
- Zabiję tego popaprańca! Urwę mu i rzucę Akamaru na pożarcie! - Krzyki roznosiły się po domu. 
- Ino, ciszej. Sakura jeszcze śpi. - Hinata uspokajała Yamanakę. Głosy przycichły na tyle, że nie było już słychać o czym rozmawiają kobiety. Haruno spojrzała na zegar wiszący przy drzwiach.  Był to stary, pewnie zabytkowy, czasomierz. Wykonany z drewna, cicho tykał, gdy wahadło poruszało się w rytmicznym, monotonnym ruchu. W lewo, w prawo, góra, dół. Dziewczyna przez dłuższą chwilę dała się wciągnąć w powolne tykanie, które działało kojąco.
- Za co?! - Naruto podniósł głos. Sakura wytężyła słuch, by usłyszeć odpowiedź.
- Miałeś sprowadzić go do wioski i co? Mamy teraz to, co mamy - warknęła Ino. Haruno westchnęła cicho i spuściła nogi z łóżka. Wstała, ubrała się w rzeczy pozostawione na krześle obok i wyszła z pokoju. W kuchni zaległa cisza.Trzy pary oczu wpatrywały się w nią z przejęciem.
- To co mamy na śniadanie? - zapytała, próbując nadać głosowi beztroskie brzmienie. 
- Ramen! - zawołał wesoło blondyn. - Siadaj Sakurcia - powiedział, nalewając do wielkiej miski porcję dla kilku osób. - Ramen jest najlepszy na wszystko - oznajmił z dumą. 
- Sakura? - Ino patrzyła na przyjaciółkę z wyrzutami sumienia, które dręczyły ją od ostatniej rozmowy.
- Jest dobrze. Nie chcę teraz o tym rozmawiać - powiedziała szybko, odbierając miskę od Naruto.
- Jak chcesz, ale pamiętaj. - Ino uścisnęła jej dłoń. - Jedno twoje słowo, a jestem przy tobie. 
- Dziękuję wam - wyszeptała z wdzięcznością w stronę trójki przyjaciół. 
Chłodny powiew wiatru poruszył liśćmi na drzewach, powodując, że cały las szumiał, zagłuszając wszelkie odgłosy. Mężczyzna, odziany w czarny płaszcz, przystanął na jednym z konarów kilka metrów nad ziemią. Wyczuł, że ktoś się zbliża. Przykucnął na gałęzi i korzystając z ukrycia, obserwował drogę, wyciszając też swoją chakrę. Czekał i nasłuchiwał. Po kilku minutach na drodze pojawiło się dwóch shinobich. Mieli na sobie strój z jego rodzinnej wioski, więc teoretycznie nie musiał się kryć, lecz wolał jednak pozostać w cieniu. Przez ostatnich kilka lat odwykł od towarzystwa. Przysłuchiwał się ich rozmowie z zainteresowaniem, licząc, że dowie się czegoś ciekawego na temat obecnej sytuacji w Konosze.
- Zostawiłeś ją? - zapytał wysoki brunet, przez którego twarz przechodziła pionowa blizna.
- Znudziła mi się, poza tym wróciła Akemi - odpowiedział drugi z drużyny. Zatrzymali się pod drzewem, na którym zatrzymał się mężczyzna, by chwilę odpocząć. Uważnie przyglądał się ich twarzom, lecz nie przypominał sobie, by spotkał ich wcześniej. Nie interesowały go historie miłosne nieznanych ludzi.
- Nie bałeś się, że cię zabije? Podobno potrafi nieźle przyłożyć.
- Zostawiłem jej kartkę. Nie widziałem się z nią. Nie chciałem, żeby zaczęła mi płakać. - Zaśmiał się szyderczo. Postać na drzewie uśmiechnęła się lekko.
- A co zrobisz, jak ją spotkasz? Wiesz, Konoha jest mała - zapytał towarzysz.
- Coś wtedy wymyślę - odpowiedział. 
- Wykorzystałeś biedną dziewczynę, dlatego uważałbym na twoim miejscu. Wiesz, że Uzumaki, jak cię spotka, to zostawi po tobie mokrą plamę, tak samo, jak cała reszta ich ekipy. Pilnuj się - poradził. Zaspokoili pragnienie i ruszyli w dalszą drogę. Mężczyzna, kryjący się w cieniu drzewa, ruszył ponownie w drogę. 
- Czyli któraś z przyjaciółek Naruto dostała kosza - prychnął cicho. - Ciekawe, która teraz zalewa się łzami, pomyślał. Do Konohy pozostał mu dzień drogi. Już niedługo miał pojawić się na starych śmieciach. Trochę obawiał się, jak to wszystko będzie wyglądać. Nie miał złudzeń, że większość mieszkańców nie będzie zachwycona z jego powrotu. Kto wie, może już nim straszono niegrzeczne dzieci przed snem. Ruszył w dalszą drogę. Najpierw powinien odwiedzić Kakashiego, w końcu to on obecnie zarządzał Konohą, a potem pewnie będzie musiał się przygotować psychicznie na spotkanie z Naruto. Już widział przed oczami obraz cieszącego się blondyna. No i Sakura. Ciekawe, jaką zrobi minę, zastanawiał się, na pewno oszaleje ze szczęścia, jak Uzumaki. Dobrze, bo miał pewne plany, do których realizacji Haruno nadawała się idealnie. 
                Kac morderca zabijał ją przez cały poranek. Dobrze ci tak, wmawiała sobie, trzeba było tyle nie pić. Koło południa powiedziała sobie - Dość! - Łyknęła tabletkę od bólu głowy, a do tego wypiła jakiś musujący środek, żeby uspokoić podrażniony żołądek. Cały dzień na dyżurze wymagał od niej pełnej dyspozycji, nie mogła włóczyć się po korytarzach niczym zombi, tym bardziej, że pracowała dziś z Tsunade. Była hokage sama nie stroniła od alkoholu, ale była nad wyraz rygorystyczna, jeśli któryś z jej pracowników przejawiał większe zainteresowanie procentami. Sakura, znajdując chwilę wolnego, zamknęła się w gabinecie z dużą porcją lodów, które działały cuda. Po zjedzeniu całego opakowania, poczuła się już na tyle dobrze, że mogła stawić się przed swoją mentorką bez obawy, że ta coś zauważy. Przynajmniej tak się jej wydawało, dopóki nie napotkała taksującego spojrzenia blondynki.
- Sakura, co się stało? - zapytała, nie dając się nabrać na beztroski uśmiech uczennicy. Znała ją nie od dziś.
- Nic takiego. Pacjent spod trójki skarży się na nudności - zaczęła młoda lekarka.
- To tylko zwykła niestrawność. Nie zmieniaj tematu. Widzę, że jesteś w kiepskim stanie. Płakałaś. - Krótkie, suche stwierdzenia były jak igły, wbijające się po kolei w ciało. 
- Przed panią chyba nic się nie ukryje. - Usadowiła się wygodniej na fotelu. 
- Uchiha? - zapytała, wiedząc, że w przeszłości był on najczęstszym źródłem zmartwień Haruno.
- Hayase - mruknęła.
- Och. Co przeskrobał?
- Uciekł. Stchórzył. Porzucił. - Trzy czasowniki w czasie przeszłym, jakie przyszły jej na myśl, podsumowały cały jej związek. Czuła się żałośnie, jak gówniara, a nie dorosła kobieta.
- Daj mu nauczkę, jak się pojawi. Pamiętaj, jak się nie będą ciebie bali, to się będą z ciebie śmiali. - Blondynka chwyciła swoją podopieczną za prawą dłoń. Uścisnęła ją, dodając jej otuchy. Sakura podziękowała uśmiechem. Nie czuła się tak koszmarnie, jak na początku. Wszystko dzięki temu, że miała wsparcie przyjaciół. Naruto, Hinata, Ino i cała ich stara paczka, a także Piąta byli przy niej, więc nie mogła się załamywać.
- Lepiej wcześniej, jak za późno - dodała Tsunade. - A co powiesz o pacjentce z ósemki? Poprawiło się jej? - zapytała, wracając do pracy.
Kakashi siedział za biurkiem, w swoim gabinecie i czytał jedną ze starych książek Jirayi. Żałował, że sannin nie zdążył dokończyć serii. Na ciche pukanie do drzwi, zareagował szybko, ściągając nogi z biurka i stawiając je na podłodze, schował książkę do szuflady.
- Proszę - zawołał.
- Dzień dobry. - Do środka weszła młoda kobieta. Blond włosy sięgały jej ramion, lekko się kręciły. Niebieskie, duże oczy patrzyły z pewnością siebie. Była ładna. 
- Słucham.
- Nazywam się Kazuya Akemi, zostałam ostatnio przydzielona do oddziału ANBU. Chciałam się dowiedzieć, dlaczego nie wysłano mnie razem z nimi na misję. - Była zła. Kakashi uśmiechnął się pod maską. Zatem to była Akemi, o której słyszał od Uzumakiego. Chłopak z samego rana przybiegł do niego z opowieścią o Sakurze na ustach. Hatake nie musiał o nic pytać, blondyn sam mu wszystko wyśpiewał, wygrażając Ryu, na czym świat stoi. Hokage z tego powodu wysłał Hayase wraz z towarzyszem na misję, która miała potrwać przynajmniej dwa tygodnie. Wolał się go pozbyć z wioski, by uniknąć niechcianego morderstwa. Przez ten czas, zarówno Naruto, jak i Sakura powinni ochłonąć. Co do Akemi miał inne plany.
- Ach, no cóż... Wynikły pewne okoliczności - zaczął, drapiąc się po głowie. - Zostałaś przeniesiona do mojego biura. Zgłoś się do Hirokiego, da ci wszystkie wytyczne.
- Mam siedzieć za biurkiem? - oburzyła się.
- Tak, przeszkadza ci to? - zapytał, mierząc dziewczynę wzrokiem. Miała charakterek.
- Oczywiście! Nie dlatego trenowałam, by dostać się do elitarnej jednostki, żeby teraz siedzieć na tyłku i segregować papierki!
- Segregowanie papierków, jak to ujęłaś, jest niezwykle ważnym i odpowiedzialnym zajęciem.
- Po moim trupie! - Tupnęła nogą,
- Ty naprawdę tupnęłaś nogą? - zapytał z niedowierzaniem Kakashi. Ubawiony sytuacją, miał problem z utrzymaniem powagi. Dziewczyna zawstydziła się słowami hokage, zdając sobie w końcu sprawę, z kim ma do czynienia.
- Przepraszam - bąknęła.
- Idź do Hirokiego - powiedział. - Niedługo wrócisz do ANBU, bez obawy. 
- To... do widzenia. - Cicho zamknęła za sobą drzwi. 
- Kobiety - westchnął Kakashi. Nie wiedział, czy podjął właściwą decyzję odnośnie Akemi, lecz wolał nie pozostawiać jej w ANBU w obecnej sytuacji. Nie miał zamiaru mieszać się w wewnętrzne spory między członkami elitarnego oddziału, a do takich z pewnością by doszło, gdyby jego uczennica trafiła na jedną misję z blondynką. Co prawda Sakura oficjalnie nie należała do żadnego oddziału, to często wybierała się z nimi, by być wsparciem medycznym. Przydzielaniem osób do zadań zajmowała się Anko, nie chciał naruszać jej pola działania, więc uznał, ze lepiej będzie wycofać potencjalne zagrożenie i umieścić je pod okiem.

Witam :) Sasuke nadchodzi... Mam nadzieję, że rozdział ciekawy, pisało mi się go bardzo szybko, aż sama byłam zdziwiona. 
Chętnych zapraszam na mojego drugiego bloga z serii Naruto :http://kocham-szeptem.blogspot.com/ 

Znalazłam na zerochan zabawny art, który idealnie pasuje do jednej ze scen. Nie mogłam się powstrzymać, by go tu nie wrzucić. Tymczasem, pozdrawiam i zapraszam do śledzenia historii SasuSaku :)




3 komentarze:

  1. Ach ten Uchiha się zdziwi :D Chociaż w sumie dobry timing na wejście wybrał... Wyczuwam również małe problemy z alkoholem u naszej bohaterki. Cóż... nie pozostaje mi nic innego jak zaczekać na następny rozdział, aby poznać dalsze losy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zdziwi, zdziwi :> Każdy z Trójcy naszych bohaterów coś odziedziczył po sanninach.
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  2. Hejo :) wczoraj zaczęłam sobie to czytać i muszę powiedzieć robi wrażenie :) szczególnie podobają mi się opisy, nie są nudne, albo tylko dialogi co mnie strasznie irytuje bo nie przyciąga uwagi i nudzi bardzo. Jeśli następne notki sa tak dobre jak poprzednie to idę czytać dalej :D mam jedną uwagę tylko, jak np. jest zmiana jak tu, że najpierw Sakura, a później sytuacje z perspektywy Sasuke to powinno być takie oddzielenie, bo tak to się czyta i dopiero po chwili orientujemy się że to dotyczy innej postaci. Ale to tylko niuansik a ja czytam dalej :D Powodzenia ^ ^

    OdpowiedzUsuń