07 marca 2015

Rozdział pierwszy


Ślepa jestem. Oślepiona majem.
Nic nie wiem, prócz, że pachną bzy.
I ustami tylko poznaję, 
żeś ty nie ty...
"Ślepa"M.Pawlikowska Jasnorzewska

Promienie słońca zakradły się przez okno, rzucając światło na twarz kobiety zakrytej, pod brodę kołdrą. Wyciągnęła dłoń spod przykrycia, uniosła i nią zakryła twarz. Chwilę trwała w takiej pozycji, budząc się powoli ze snu. W końcu odsłoniła i otworzyła oczy. Spojrzała w bok. Po drugiej stronie łóżka, odwrócony do niej plecami, spał mężczyzna. Ciemne, lekko kręcone, włosy wyraźnie oddzielały się od jasnozielonej poduszki. Sakura uśmiechnęła się błogo na wspomnienie wieczoru. Przekręciła się ostrożnie, by nie obudzić swojego chłopaka, albo lepiej - mężczyzny, położyła palec wskazujący na jego karku i opuszkiem delikatnie zaczęła kreślić kręgi na szyi, potem schodząc niżej, ramionach i barkach, łopatkach. Uwielbiała jego umięśnione plecy. Rozległ się męski pomruk zadowolenia.
- Co za miły początek dnia. - Gwałtownie się obrócił, chwytając dłoń dziewczyny, nachylił się nad nią, nosem pocierając za uchem. Odpowiedział mu nerwowy chichot. - Chyba ma pani ochotę na powtórkę z rozrywki, co?
- A nie miałeś dzisiaj wyruszyć na jakąś misję? - spytała, próbując powstrzymać śmiech. Niebieskie oczy powędrowały w stronę budzika, stojącego na stoliku obok łóżka. Usta rozciągnęły mu się w szerokim uśmiechu.
- Mam jeszcze całe pół godziny - odpowiedział. - Nie traćmy czasu na gadanie. 
Stała w kuchni, opierając się o blat stołu, popijała poranną kawę. Nie przepadała ze jej smakiem, ale sam zapach stawiał ją na nogi. Delektowała się aromatem unoszącym się z kubka. Zawsze rano parzyła w nim mocnego szatana. Przyjrzała się czarnej porcelanie z wymalowanymi czerwonymi kwiatami. Za każdym razem, gdy brała go do ręki, przypominały się jej pewne oczy, zazwyczaj czarne, choć czasem zmieniające się niebezpiecznie w czerwone. Potrząsnęła gwałtownie głową, odstawiając z hukiem naczynie na stół, przetarła twarz. Podeszła do okna, otworzyła je szeroko, wdychając głośno powietrze nosem i wypuszczając po chwili ustami. Powtórzyła ten cykl pięć razy, aż zaróżowiły się jej policzki.
- Nie wolno ci o nim myśleć! Od sześciu lat nie pokazał ci się na oczy. Żyj własnym życiem.  - Głosem pewnym siebie powtarzała te słowa, niczym mantrę, od dwóch lat. Zmieniła w tym okresie jedynie ilość czasu, którą czekała na Uchihę. Dopiero niedawno udało się Sakurze pogodzić z faktem, że Sasuke, choć może wrócić, nie ma takiego zamiaru. Wiedziała, iż spotykał się co jakiś czas z Naruto, ale nigdy nie odbywało się to w wiosce. Uzumaki po każdym takim spotkaniu przybiegał do niej, najczęściej do szpitala, i relacjonował całe spotkanie. Wiedziała - w ten sposób chciał jej zrekompensować całą sytuację, lecz w rzeczywistości sprawiał tym ból. Każda opowieść, dotycząca trzeciego członka ich starej drużyny, uświadamiała, że słowa wypowiedziane przez Sasuke podczas ostatniego spotkania były kłamstwem, którym prze lata żywiło się jej naiwne serce.

(2 lata wcześniej)

- Sakurka! Zgadnij, kogo spotkałem w drodze z Suny?! - Naruto wpadł do gabinetu, w którym urzędowała. 
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś pukał?! Mogłam mieć pacjenta! - krzyknęła, podnosząc się z krzesła. Oparła dłonie na blacie biurka i zmierzyła groźnym spojrzeniem przyjaciela.
- Wybacz, ale przecież i tak nikogo teraz nie przyjmujesz. - Podrapał się po głowie, uśmiechając się niewinnie. - Nieważne. Wpadłem na Sasuke - oznajmił radośnie. Dłoń młodej kobiety zacisnęła się w pięść. Czekała. - Przebyliśmy część drogi razem, potem musieliśmy się rozdzielić. Wiesz, że Sasuke zawędrował aż do Kraju Lawy? - zaczął opowiadać podekscytowany o miejscu, w którym sam nigdy wcześniej nie był.
- Skąd mam to wiedzieć? - zapytała cicho. Coś bolesnego utknęło jej w krtani, czuła, jakby połknęła pestkę brzoskwini. Bolało.
- Sakurka? - Zdezorientowany Naruto przerwał opowieść.
- Skąd mam to wszystko wiedzieć?! Nie raczył się ze mną spotkać od czterech lat! Czterech! Mam dość twoich opowieści o Sasuke! Mam dość, rozumiesz?! - krzyczała, powstrzymując łzy. - Nigdy więcej mi o nim nie opowiadaj! Nie mam już na to wszystko siły. - Opadła na krzesło, ukrywając twarz w dłoniach. Uzumaki podszedł do przyjaciółki, wyciągnął dłoń, lecz ta została odtrącona.
- Zostaw mnie Naruto. Chcę być sama - powiedziała zimno. Blondyn stał dłuższą chwilę, spoglądając ze smutkiem na dziewczynę, zaczęły go gryźć wyrzuty sumienia. Obiecał jej przecież, że sprowadzi Sasuke do wioski, znów stworzą drużynę i razem z Kakashim będą wyruszać na misje. Przyrzekł to wiele lat temu. Po zakończeniu wojny i pojedynku, jaki stoczyli z Uchihą, miał wrażenie, iż spełnił swoją obietnicę. Chłopak zaniechał zemsty, tylko postanowił podróżować. Powiedział, że wróci do Konohy, więc Naruto przyjął to jako jego powrót. Dla Sakury jednak sprawa przedstawiała się zupełnie inaczej. 
- Sakurcia - zaczął cicho.
- Skoro ty nie chcesz wyjść, ja to zrobię - powiedziała, zrywając się z krzesła. Wyszła, trzaskając drzwiami, zostawiła Naruto samego w gabinecie. Szła prosto przed siebie, nie zwracając uwagi na pielęgniarki i pacjentów na korytarzach. Nie odpowiadała na pozdrowienia, ani nie odwzajemniała uśmiechów. Koncentrowała się jedynie na tym, by nie pozwolić łzom płynąć. Dotarła do schodów prowadzących na dach, przeskakiwała po dwa stopnie na raz, aż w końcu dotarła na szczyt. Otworzyła drzwi, wyszła na zewnątrz. Zimne powietrze owiało rozgrzaną twarz. Był środek zimy, mróz szczypał w policzki. Suche powietrze osuszyło wilgotne oczy. Objęła się ramionami, zaczęła krążyć po pustym dachu. Śnieg nasypał się do butów, czuła, jak marzną jej stopy, lecz nie zwracała na to większej uwagi.
- Muszę coś zmienić, bo zwariuję - powiedziała na głos. Zawsze najlepiej myślało się jej, gdy mówiła sama do siebie. - Gdyby mnie teraz ktoś usłyszał, rozpowiadałby później, że doktor Haruno zbzikowała. - Schyliła się i zgarnęła trochę śniegu,  ugniatając go dwiema dłońmi  uformowała pigułę wielkości męskiej pięści. Zamachnęła się i wyrzuciła pocisk z całej siły w stronę skał, na których wyrzeźbione były twarze Hokage. Celowała w nos Kakashiego. - Cholerny Uchiha! - Kolejny pocisk rozbił się na brodzie Trzeciego. - Sasuke to, Sasuke tamto. Dupa, nie Sasuke! - Z zawziętością lepiła piguły i układała je w stosik u nóg. - Najpierw mnie zostawił na ławce, potem chciał mnie zabić, a ja?! - Łzy znów zaczęły spływać po policzkach. Przetarła je szybko rękawem, by nie zdążyły zamienić się w sopelki lodu. - A ja nadal bym za nim w ogień skoczyła, haha - zaśmiała się nerwowo. - Głupia, irytująca Sakura! - Stos śnieżnych pocisków powiększał się z każdą chwilą. - I co? Jak skończyłaś? Czekasz od czterech lat, bo dotknął twojego czoła i się uśmiechnął? Żałosne! Wyglądasz na niego i tęsknisz, bo powiedział, że się wkrótce spotkamy?! - Zaczęła rzucać pigułami w wizerunki Hokage, jakby strzelała z karabinu maszynowego. Każdemu rzutowi towarzyszyły wykrzykiwane wyzwiska, zawiedzione nadzieje, smutek i żal. Kiedy zabrakło jej pocisków, upadła w śniegu na kolana. Zrezygnowana i zmęczona. Zadarła głowę do góry. Płatki śniegu lecące z nieba wirowały w pięknym tańcu.Wpatrywała się w padający z nieba biały puch i pozwoliła mu się pochłonąć. Spędziła w tym stanie sporo czasu, ocknęła się dopiero wtedy, gdy usłyszała krzyk na ulicy. Powoli zaczęły do niej docierać odgłosy płynące z wioski. Próbowała wstać, ale zdrętwiałe na zimnie nogi nie chciały się ruszyć. Musiała podeprzeć się ramionami i powoli się podnieść, niczym małe dziecko, które uczy się dopiero wstawać i chodzić. 
- Sasuke, to koniec irytującej Sakury. Już na ciebie nie czekam - powiedziała pewnie w białą przestrzeń. Sztywno skierowała się do schodów, by wrócić do swojego gabinetu i obowiązków. By znowu stać się poważaną i odpowiedzialną doktor Haruno. Tego dnia zostawiła na dachu część siebie, która była była jej motorem napędzającym przez wiele lat. Schodząc po schodach, czuła, jak z każdym stopniem ciężar, jaki nosiła w sercu maleje .Topniał razem z płatkami śniegu na jej różowych włosach.

(2 lata później)

Siedziała zagłębiona w dokumentach. Karty pacjentów leżały poukładane w równe stosiki. Przeglądała właśnie wyniki chłopca, który skarżył się na bóle stawów, gdy ktoś zapukał do drzwi. 
- Proszę! - zawołała.
- Witaj, mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam. - Długowłosa brunetka zajrzała niepewnie do środka. Hinata, pomimo lat, nie wyzbyła się nieśmiałości. Choć małżeństwo z Naruto z pewnością trochę pomogło się jej przełamać, to wciąż była tą samą cichą i ostrożną osóbką, z każdym dniem coraz bardziej zapatrzoną w blondyna. 
- Nie przeszkadzasz, wejdź. Napijesz się czegoś? Właśnie miałam sobie zrobić przerwę na herbatę - zaproponowała, wstając zza biurka, podeszła do niskiego stolika, na którym stał dzbanek, a także trzy czarne filiżanki z wymalowanymi karmazynowymi kwiatami. Obok była niewielka sofa i fotel obite czerwoną skórą. - Siadaj.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się, zajmując miejsce. Bawiła się nerwowo palcami dłoni, kręcąc młynka. Sakura zmierzyła ją uważnie, znała ten odruch przyjaciółki. Coś się działo. Nalała zielonej herbaty do filiżanek, usiadła na fotelu, zwróconym bokiem do sofy. Upiła łyk napoju, cierpki smak działał orzeźwiająco.
- Słyszałam, że robiliście mały remont - zagadnęła. Wiedziała z doświadczenia, że z Hinaty niektóre informacje trzeba wyciągać powoli i ostrożnie, by jej nie spłoszyć.
- Ach, tak. Naruto zabrał się za malowanie w salonie i kuchni. Przy okazji pozostawił artystyczną zieloną plamę na parkiecie. Teraz ją zeskrobuje. - Zaczęła opowiadać, ile bałaganu przy okazji porządków narobił blondyn. Obie śmiały się szczerze z roztrzepania i pomysłowości Uzumakiego. - Sakura, tak naprawdę, to przyszłam, bo mam do ciebie małą prośbę - powiedziała po jakimś czasie, rumieniąc się mocno.
- Co takiego? - zapytała zaintrygowana. 
- Mogłabyś mnie zbadać? - Stanowcze spojrzenie Hinaty kontrastowało z zawstydzeniem objawiającym się w rumieńcach.
- Źle się czujesz? Czemu od razu nie powiedziałaś? - Sakura zerwała się z miejsca i chwyciła swoją torbę lekarską. - Co ci dolega? Objawy? - Wyciągnęła dłoń w stronę czoła przyjaciółki. - Masz lekko podwyższoną temperaturę - oceniła.
- Od kilku dni męczą mnie mdłości, zastanawiałam się, czy to może być... - przerwała niepewnie, patrząc w zielone oczy Sakury i szukając w nich potwierdzenia. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- Zaraz to sprawdzimy - powiedziała prędko. Zaprowadziła Hinatę do gabinetu ginekologicznego i po krótkim badaniu, usadziła Hinatę na krześle. Usiadła obok niej.
- Wychodzi na to, że za osiem miesięcy Konoha wzbogaci się o kolejnego rozwrzeszczanego kandydata na hokage - oznajmiła szczęśliwa. Młoda pani Uzumaki szeroko otworzyła oczy i patrzyła chwilę z niedowierzaniem. 
- Na-naprawdę? - zająknęła się. Haruno potwierdziła skinieniem głowy. Drżące dłonie powędrowały do płaskiego brzucha. Hinata dotykała go delikatnie, bojąc się, że to wszystko sen. - Będę mamą, a Naruto tatą! - zawołała szczęśliwa, gdy w końcu wszystko do niej dotarło. Rzuciła się ze łzami w objęcia Sakury, która głośno się śmiała. 
- Jak zamierzasz mu to powiedzieć? - zapytała przyszłej mamy.
- Nie wiem, ale nie mogę się doczekać, jak zareaguje - odpowiedziała Uzumaki. - Myślisz, że się ucieszy? - zapytała nagle zaniepokojona.
- Oczywiście! A jeśli nie będzie krzyczał i wariował z radości, samodzielnie spiorę go na kwaśne jabłko - przyrzekła, unosząc dumnie pięść w górę. Po chwili obie wybuchnęły gromkim śmiechem. 
Kiedy wracała, ze szpitala do domu, zauważyła spore poruszenie w wiosce. Mieszkańcy wydawali się głośniejsi i weselsi niż zazwyczaj. Sakura uśmiechnęła się ze zrozumieniem, gdy jedna ze sprzedawczyń wywiesiła plakat w oknie warzywniaka z napisem "Gratulacje Naruto! Do końca dnia warzywa za połowę ceny". Ludzie świętowali. Bary powoli zaczynały tętnić życiem, w każdym z nich rozlegały się życzenia zdrowia dla Hinaty i dziecka. Wieści rozchodziły się w błyskawicznym tempie. 
- Sakura! - Dziewczyna zatrzymała się, by Ino zdążyła ją dogonić. - Słyszałaś? Hinata jest w ciąży!
- Tak naprawdę wiedziałam to jako pierwsza w wiosce - oznajmiła z dumą.
- Och, jak ja jej zazdroszczę. Naruto znowu wszystkich nas wyprzedził - powiedziała naburmuszona. 
- Czyżby Sai nie był taki namiętny, jak się przechwalałaś? - zapytała zielonooka z nutką sarkazmu w głosie.
- Sai? Nie mogę narzekać, wierz mi. - Puściła oczko do przyjaciółki. - Ale uważa. Uważa, że nie jest na to gotów, znasz go. Najpierw musiałby przeczytać kilkadziesiąt tomów na temat rozwoju płodu, potem narodzin i wychowania dziecka. Dopóki tego nie zrobi nie uda mi się go do niczego namówić. 
- Nie wierzę, że nie potrafisz go przekonać. To nie w twoim stylu.
- Wiem - westchnęła. Zaczęła opowiadać Sakurze całą swoją historię z Saiem i problemami, jakich przysparza jego trudny charakter. Przyjaciółka słuchała cierpliwie, w odpowiednich momentach dodając okrzyk zdumienia, bądź przytakując chrząknięciem. Słuchała tych historii na tyle często, że znała je na pamięć. 
- A co u ciebie? Czemu się nie odzywasz? - Ino przerwała w końcu swój monolog. Zasiadły w ulubionej kawiarence niedaleko mieszkania Haruno. Zamówiły po kawałku sernika i herbacie.
- U mnie? - zapytała roztrzepana. - Idealnie - odpowiedziała z uśmiechem.
- Ach tak.
- Ryu jest taki kochany, sprząta, gotuje. Do tego to oaza spokoju - zaczęła wymieniać wszystkie zalety mężczyzny, wyliczając na palcach.
- Sakura - wtrąciła blondynka. - Czy on ma jakieś wady? Zawsze się nad nim rozpływasz, jak nad rozpuszczonym lodami waniliowymi. 
- Wady? Hm... - zastanowiła się. - Jest za spokojny, nie kłócimy się. Yamanaka pokręciła lekko głową. - No co?! - oburzyła się Haruno.
- Nic nie powiedziałam - zaperzyła się.
- Przecież widzę, że coś ci nie pasuje.
- Uważam, że do siebie nie pasujecie - oznajmiła krótko. - Jesteś z nim tylko dlatego, że odważył się zaprosić cię na kawę - dodała jeszcze.
- Spodobał mi się, dlatego się zgodziłam!
- Tak, tak. O już przyszedł sernik. - Odebrała tacę od kelnera, na którym stały talerzyki z sernikiem, dzbanuszek pełen gorącej herbaty i dwie filiżanki. Sakura siedziała naburmuszona i w ciszy jadła swój kawałek ciasta. Ino znów ją zdenerwowała, zawsze tak było, gdy zaczynały rozmawiać o wybranku Haruno. Blondynka nie wierzyła w rzewne zapewnienia przyjaciółki, że ta się zakochała. Wszystko to zbywała teorią o syndromie odstawienia. Według niej Ryu miał być substytutem Sasuke. Głupota, pomyślała Sakura, przecież ci dwaj to jak ogień i woda. Trudno było przyznać jej samej przed sobą, że wiele w tym prawdy. W rzeczywistości była to ucieczka przez przeszłością. Hayase akurat stanął na jej drodze, gdy była w dołku. Potrzebowała wtedy zainteresowania i adorowania, by nie uschnąć, niczym ścięty kwiat bez wody. 
Sakura nie zamierzała poddać się ponurym myślom. Kiedy wróciła do mieszkania, zaczęła krzątać się po kuchni, żeby przygotować wystawną ucztę. Pokażę im wszystkim, myślała, też potrafię żyć w związku i być szczęśliwa! Przyjaciele często wypominali jej, że za bardzo się stara i jest po prostu sztuczna w towarzystwie Ryu. Zachowywała się ciszej, utrzymywała idealny porządek w mieszkaniu, choć Ino, jak i Hinata znały zamiłowanie Haruno do eleganckiego nieładu i porządku. Młoda lekarka, wprowadzając porządki w domu, wmawiała sobie, że to samo robi ze swoim życiem. Jednak, czy starcie kurzu i upchnięcie rupieci w szafie, rzeczywiście było w stanie zmienić przeznaczenie? Raczej nie. 
               Nuciła cicho, siekając warzywa, a następnie przemieszała bulgoczącą w garnku potrawkę. Przygotowywała ulubione danie Ryu, po raz kolejny chciała sprawić mu przyjemność. Kiedy usłyszała, jak otwierają się drzwi do mieszkania, wybiegła z drewnianą łyżką w dłoni przywitać mężczyznę. Z uśmiechem ucałowała go krótko w usta. Znów się nie ogolił, zarost nieprzyjemnie zadrapał delikatne wargi. Hayase minął ją bez słowa, kierując się do kuchni, zrzucił bluzę i przewiesił ją przez oparcie krzesła. Sakura od razu wyczuła, że coś jest nie w porządku. Hayase wyraźnie nie był humorze.
- Zaraz będzie kolacja. Coś, co lubisz - powiedziała, mierząc go dyskretnie spojrzeniem. Nakryła do stołu, a po chwili parująca, aromatyczna potrawka wylądowała w miseczkach. Jedli w ciszy. Haruno udzielił się podły nastrój towarzysza. Była zaniepokojona i ostrożna, w myślach prześledziła kilka ostatnich dni, ale nic nie przychodziło jej do głowy. To na pewno nie moja wina, pomyślała. 
- Hm, Ryu... Stało się coś? - zapytała delikatnie. Nigdy nie lubił zbyt wiele o sobie mówić, choć byli ze sobą już prawie rok, mało o nim wiedziała. Dość zaborczo strzegł swojej prywatności. Wiedziała sporo o jego pracy w ANBU, ale to wszystko. Nie znała państwa Hayase, rodziców mieszkających niedaleko Konohy, wiedziała jedynie, że prowadzą farmę. Nie spotkała też jego siostry, która pracowała w Kiri. Znała tylko dwóch kolegów, a właściwie współpracowników swojego chłopaka. Kiepsko, jak na tak długi związek, lecz Sakura dmuchała i chuchała na ich relację, bojąc się, że pewnego dnia balonik szczęścia natknie się na szpilkę. Nie podejrzewała, że ten dzień właśnie nadszedł.
- Spotkałem starego znajomego, dowiedziałem się, że Akemi wraca do naszej drużyny. - Gniewny ton głosu sprawił, że Sakura wyprostowała się w krześle. 
- A to jakiś problem? - zapytała.
- To moja była - oznajmił, gapiąc się przed siebie w obrazek zawieszony na ścianie. Swoją drogą bardzo ładny pejzaż autorstwa Saia.
Sakura poczuła, jak całe jej ciało sztywnieje. Zrobiło się nagle wyjątkowo zimno. Milczała, gorączkowo się zastanawiając, jak zareagować. Skoro to "była", to nie powinno być problemu, prawda? Sprawa z przeszłości, w dodatku zakończona, pomyślała.  Najlepiej nie reagować, przecież nie mogę odgrywać zazdrosnej, ani nachalnej. Spokój, tylko to mi pomoże, zdecydowała. Wstała, zbierając puste naczynia, podeszła do zlewu i zaczęła je zmywać. Czuła, jak coś, niebezpiecznie wilgotnego zaczyna się zbierać w kącikach oczu. Zamrugała kilkakrotnie. 
- Czemu nic nie mówisz? - zapytał. - Nie musisz się martwić, ograniczę kontakty jedynie do pracy. Akemi swego czasu nieźle zalazła mi za skórę - zakończył wyraźnie rozzłoszczony. Sakurę zmartwił przede wszystkim ton głosu, jakim były wypowiedziane te słowa. Nikt, kto zamknął za sobą poprzedni rozdział życia i pogodził się z rozstaniem, nie wypowiadałby się o byłej miłości z taką złością. Nienawiść i miłość były emocjami, które najsilniej oddziaływały na człowieka, a granica między nimi była cienka i krucha.
- A co mam powiedzieć? Pogratulować ci, czy pocieszyć, bo będziesz musiał z nią pracować? - zapytała z ironią. Miała wrażenie, że Ryu oczekuje od niej współczucia. Jeszcze czego! Nie doczeka się tego, o nie! Mogła być miła, spokojna, układna, ale to nie przejdzie. Ostatnie, co mogła zrobić, to pocieszać swojego chłopaka, z którym planowała przyszłość, po byłej. Sama nie pozwalała sobie na wspomnienia o Sasuke w jego obecności, okazując tym samym szacunek Hayase, a także oddanie. A on? Na co liczył?
- Foch? - zapytał pozornie spokojnie. 
- Foch - potwierdziła. Była zła i miała jednocześnie nadzieję, że Ryu postara się ją udobruchać, ukoić nerwy i przegnać niepewność.
- Skoro tak, to idę do sklepu. Kiedy wrócę masz skończyć z tym fochem, nie lubię się z tobą kłócić - oznajmił zimno, po czym wstał i wyszedł z mieszkania.
- To nawet nie jest kłótnia! - krzyknęła, rzucając trzymaną w dłoniach szklanką w drzwi. Zaszlochała głośno, zbierając potłuczone szkło. Przez czas związku ani razu się nie pokłócili, a to, co miało miejsce nawet nie przypominało awantury, a jedynie krótką wymianę zdań. Ryu zdezerterował, licząc, że po powrocie wszystko będzie idealnie, jak zawsze. O nie! Nie tym razem, pomyślała, kończąc sprzątanie po kolacji. Następnie chwyciła grube tomiszcze, prawiące o roślinach i ich właściwościach w toksykologii, zasiadła w fotelu przy oknie i zgłębiła się w lekturę. Po godzinie Hayase wrócił do mieszkania. Przy kuchennym stole zasiadł z wczorajszą gazetą i puszką piwa w dłoni. W ciszy, na lekturze, minął cały wieczór. Sakura ostentacyjnie posłała sobie na kanapie. Było jej niewygodnie, ale nie zamierzała tej nocy spędzać z Ryu w jednym łóżku. Już prawie spała, gdy mężczyzna stanął obok, schylił się i odgarnął z czułością różowe włosy z twarzy na poduszkę. Kucnął przy kanapie.
- Skarbie, nie złość się - poprosił łagodnie, uśmiechając się przepraszająco.
- Nie złoszczę się - odpowiedziała, wpatrując się w niebieskie tęczówki, które bardzo powoli się zbliżały. Pocałunek był delikatny, z rezerwą.Po chwili zaczął się pogłębiać, gdy tylko krew zaczęła szybciej krążyć w żyłach, a puls przyspieszył, Ryu wziął Sakurę na ręce i ruszył do sypialni.
- Obiecuję, że będę się trzymał z daleka od Akemi, zazdrośnico - wyszeptał, a gorący oddech na nagiej szyi sprawił, że przyjemny dreszcz przebiegł po kręgosłupie dziewczyny.
- I zapamiętaj to sobie, bo jestem strasznie zaborcza - zaśmiała się, gdy Hayase rzucił ją na łóżko. Złość szybko minęła, podobnie, jak postanowienie o spaniu samej. Jaka byłam głupia, wybierając kanapę zamiast tego, pomyślała jednocześnie, oddając się namiętności. Ryu, choć sprawiał wrażenie oddalonego, świetnie sprawiał się w łóżku. 
Budziła się powoli, nie mając zbytniej ochoty otwierać oczu. Rozgrzana pościel i miękka poduszka długo nie pozwalały kobiecie na pełne przebudzenie. W końcu zamruczała z przyjemnością, czując, jak wszystkie mięśnie odzywają się lekkim zmęczeniem. Niektóre z nich poczuła po raz pierwszy w życiu. Zerknęła na budzik spod półprzymkniętych powiek. Stary, solidny zegar wskazywał jedenastą. Sakura chwilę jeszcze leżała, rozpamiętując noc pełną igraszek. Z błogim uśmiechem wzięła do ręki kartkę, od Ryu, pozostawioną na stoliku obok. Często zostawiał takie liściki, nie chcąc jej budzić, gdy wiedział, że miała popołudniową zmianę w szpitalu. Rozłożyła wiadomość. Z każdym przeczytanym słowem uśmiech zamierał  jej na ustach. Nic nie rozumiała z tego, co przeczytała. Usiadła wyprostowana, przetarła zaspane oczy, łudząc się, że pomoże to pojąć sens listu. Jeszcze raz ponownie przeleciała wzrokiem kilka linijek tekstu, napisanych starannym, równym pismem Hayase. 
- To jakiś żart - zaśmiała się nerwowo, ściskając w drżącej dłoni białą kartę papieru. Z gardła dziewczyny wydobył się żałosny jęk. 
     "Sakuro, na pewno pomyślisz, że jestem skończonym skurwysynem, gdy to przeczytasz i będziesz miała rację. Sama pewnie już zauważyłaś, że nie pasujemy do siebie. Wybacz, że zabrałem ci dziewięć miesięcy życia. Rozumiem, jeśli nie będziesz chciała mnie widzieć, ale gdybyś zechciała, to zawsze znajdę czas, żeby z tobą porozmawiać. Proszę, nie płacz. Życzę ci szczęścia. Ryu."

Witam, oto pierwszy rozdział opowiadania. Akcji w nim prawie nie ma, bardziej wprowadzenie do fabuły. Mam jednak nadzieję, że się podoba. Zapraszam do komentowania.


Z okazji jutrzejszego dnia Kobiet, życzę wszystkim moim czytelniczkom miłości i radości każdego dnia :) Ściskam - Miyuki.




6 komentarzy:

  1. No i nareszcie rozdzialik taj jest H5 ^^ Świetnie się zapowiada jestem ciekawa kiedy będzie więcej Sasuke :D Hahah kocham go no i oczywiście jest jedną z moich ulubionych postaci <3 Czekam na kolejny rozdział i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) No, Sasuke niedługo, ale jeszcze trochę :)

      Usuń
  2. Ale bezczelnie :O ja bym się już nie mogła długi czas z kimkolwiek spotkać jakby mi ktoś coś takiego odwalił -,-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny i komentarz :)
      Czasami faceci tacy są, nigdy nie wiadomo, kiedy się trafi na takiego typka.

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Dzięki za zajrzenie :) Mały epizodzik z Uchichą będzie w już w następnym rozdziale.

      Usuń