Gonił cię mój stróż anioł po świecie, o mój Drogi,
biegł wciąż za tobą przez lasy, przez łany,
potrącał cię ku mnie, zapędzał cię do mnie,
ciągnął za obie ręce, spychał z prostej drogi -
o miłości coś szeptał, bredził nieprzytomnie,
pachniał jak wytężone białe nikotiany...
(Robota anioła stróża. M. Pawlikowska)
Stanął w bramie, zadarł głowę i wpatrzył się w skalne podobizny ludzi, którzy czuwali nad wioską. Chciało mu się śmiać, gdy przypomniał sobie, jak naiwni byli ci wszyscy mieszkańcy. Czcili pamięć byłych hokage, jakby to im wszystko zawdzięczali, a tymczasem jego brat musiał się poświęcić i odpokutować ich winy, i to jeszcze w taki sposób. Zsunął czarny kaptur na plecy, przekraczając granicę, której nie naruszył od kilku lat. Ziemia była taka, jaką ją zapamiętał. Czarna i ubita. Po lewej stronie od bramy, stał punkt kontrolny, w którym zasiadało dwóch shinobich. Nie znał ich, lecz i tak nie spodziewał się nikogo znajomego.
- Nazwisko i cel przybycia do wioski? - Rudy strażnik, około dwudziestoletni, zapytał, mierząc przybysza podejrzanym wzrokiem. Miał przed sobą wysokiego i groźnie wyglądającego mężczyznę. Czarne, dłuższe włosy opadały na twarz, ukrywając jedno oko pod grzywką. Czarny, długi płaszcz zasłaniał całą sylwetkę.
- Uchiha - odpowiedział jednym słowem, nie oglądając się na strażników, którzy poderwali się z miejsc. Ruszył powolnym krokiem przed siebie. Wystarczyło samo nazwisko, by zrobić wrażenie na młodym shinobim.
- Zaraz! W jakim celu? - Drugi mężczyzna, pilnujący bramy, doskoczył do przybysza i chwycił go za ramię. Ten błyskawicznie je wyszarpnął, odwrócił nieznacznie głowę w bok, zmierzył go spojrzeniem z ironicznym uśmieszkiem, błąkającym się na ustach.
- Nie twój interes. - Strażnik stał jak słup soli. W spojrzeniu przybysza coś go przeraziło. Ustąpił.
Sasuke bez dalszych przeszkód podążał wprost do siedziby hokage, by spotkać się ze swoim starym nauczycielem. Chciał to załatwić, jak najszybciej, by mieć wszelkie formalności z głowy. Idąc ulicami Konohy, nie zwracał na nikogo uwagi. Większość ludzi mijała go, nie poświęcając mu nawet spojrzenia, lecz niektórzy zatrzymywali się i przyglądali nieufnie. Po kilku latach zdarzali się tacy, którzy go rozpoznali. W wejściu do siedziby natknął się na starego znajomego.
Sasuke bez dalszych przeszkód podążał wprost do siedziby hokage, by spotkać się ze swoim starym nauczycielem. Chciał to załatwić, jak najszybciej, by mieć wszelkie formalności z głowy. Idąc ulicami Konohy, nie zwracał na nikogo uwagi. Większość ludzi mijała go, nie poświęcając mu nawet spojrzenia, lecz niektórzy zatrzymywali się i przyglądali nieufnie. Po kilku latach zdarzali się tacy, którzy go rozpoznali. W wejściu do siedziby natknął się na starego znajomego.
- Widzę, że w końcu się zjawiłeś. - Shikamaru wszedł do budynku w tym samym momencie.
- Tak - odpowiedział krótko.
- Na stałe? - zapytał. Ziewnął.
- Nie wiem jeszcze. - Rozejrzał się dookoła, wąskie korytarze niewiele się zmieniły. Widocznie, odbudowana siedziba władz wioski była wzniesiona według starych planów.
- Daj znać, jak będziesz wiedział. Wypełnianie papierów będzie strasznie kłopotliwe - mruknął, skręcając w lewy korytarz. Machnął niedbale ręką na pożegnanie. Sasuke zaczął wspinać się po schodach na kolejne piętro. Nara, z tego co zauważył, niewiele się zmienił. Nadal był śpiochem i marudą. Prawdopodobnie był jedyną osobą, która nie przejmie się w żaden sposób jego powrotem, pomyślał. Pytanie, jakie zadał Shikamaru, dało mu do myślenia. Wcześniej nie zastanawiał się nad tym, czy zostanie na stałe, czy na krótko. Co powinien zrobić? Czy będzie w stanie usiedzieć zamknięty w wiosce? Nie. To niemożliwe. Odzwyczaił się od takiego życia. Potrzebował wolności i przestrzeni, a tego Konoha nie mogła mu zapewnić. To czemu wrócił? Do końca tego nie rozumiał. Chyba chciałem odpocząć, pomyślał, stając na ostatnim piętrze, gdzie znajdowało się biuro hokage. Przed wejściem stało biurko, za którym siedziała młoda blondynka. Przygryzała końcówkę ołówka, wyraźnie nudząc się, gapiła się tępo w zeszyt przed sobą. Kiedy podszedł do drzwi i złapał za klamkę, podniosła na niego wzrok.
- Nie wolno teraz przeszkadzać hokage, ma gościa - odezwała się.
- Kogo? - zapytał.
- Nie mam obowiązku odpowiadać. A tak w ogóle, coś ty za jeden? Nie kojarzę cię - zapytała, podejrzliwie, taksując go wzrokiem.
- Skoro mnie nie kojarzysz, to masz szczęście - odpowiedział, nachylając się nad biurkiem dziewczyny. Plakietka przyczepiona na piersi z imieniem i nazwiskiem nie zrobiła na nim wrażenia takiego, jak spis gości w zeszycie. Na ostatniej pozycji wpisana była Haruno Sakura. Uniósł kąciki ust w drapieżnym uśmiechu. - Dziękuję Akemi. - Niski ton głosu sprawił, że dziewczynie przebiegł dreszcz po kręgosłupie. Sasuke zapukał do drzwi tylko raz, nacisnął klamkę, z uśmiechem przyklejonym do twarzy, otworzył drzwi do gabinetu hokage i wszedł do środka.
(pół godziny wcześniej)
Z silnym postanowieniem wymuszenia na Kakashim pozwolenia na opuszczenie wioski, szła ulicami Konohy, niczym burza gradowa. Dłonie zaciśnięte w pięści i pionowa zmarszczka przecinająca czoło świadczyły dobitnie o tym, jak bardzo była zdecydowana. Zaskoczył ją widok biurka przed drzwiami gabinetu hokage.
- Pani nazwisko? - zapytała ślicznotka, wydymając wymalowane różowym błyszczykiem usta.
- Do mnie mówisz?
- Tak. Hiroki wymyślił mi to durne zadanie, muszę pilnować tego głupiego zeszytu - powiedziała, machając przed oczami Sakury, brulionem oprawionym w czerwoną skórę. Niezadowolenie obecną sytuacją biło od niej z daleka. Haruno się nie dziwiła, sama też by się wściekła, gdyby ktoś jej kazał siedzieć w recepcji szpitala, zamiast działać na oddziale. Podała swoje imię i nazwisko.
- Dobrze, dziękuję. A tak przy okazji, jestem Kazuya Akemi. - Blondynka skinęła głową młodej lekarce. Sakura, słysząc to imię, skrzywiła się lekko, przypominając sobie o dziewczynie noszącej to samo imię, co była Ryu. Tylko, że tamta należała do ANBU.
- Niemożliwe - mruknęła do siebie, wchodząc do gabinetu. - Dzień dobry, Kaka... - zatrzymała się w pół kroku, zdziwiona przyglądała się, jak hokage próbuje ulotnić się przez okno. - Stój! - zawołała.
- Ach, to tylko ty, Sakura... - powiedział z ulgą.
- Czemu uciekasz? - zapytała.
- Jakby tu... Z czym przychodzisz?
- Pierwsza zadałam pytanie. - Skrzyżowała ręce na piersiach, zmierzyła wzrokiem swojego mistrza, dając mu do zrozumienia, że nie wymiga się od odpowiedzi.
- Bałem się, że to Anko. Ostatnio nie jest zadowolona z pewnych moich interwencji - odpowiedział, siadając za biurkiem. - Unikam jej od wczoraj.
- Czy to coś poważnego?
- Nie, głupoty. - Machnął, lekceważąco ręką. - Co cię do mnie sprowadza?
- Nie będę owijać w bawełnę. Dokąd wysłałeś Ryu? - zapytała, rozsiadając się w fotelu naprzeciw biurka. Nie spuszczała wzroku z Kakashiego.
- Wyruszył na misję. Cel jest tajemnicą - odpowiedział spokojnie.
- Powiedz mi - nalegała.
- Znasz zasady - odparł.
- W takim razie, proszę o pozwolenie na udanie się do Kiri. - Założyła nogę na nogę, robiąc prawą stopą małe kółeczka.
- Kiri? Skąd wiesz? - zapytał zaskoczony.
- Strzelałam - odpowiedziała. Nie miała zamiaru zdradzać, że dowiedziała się tego od jednego ze strażników przy bramie. Był jej winien przysługę, którą miał w końcu okazję spłacić.
- To nic nie da Sakura. Odpuść - westchnął mężczyzna.
- Naruto już ci wszystko wyśpiewał, prawda? - W odpowiedzi, uśmiechnął się przepraszająco i wzruszył ramionami. - Dlatego rozumiesz, czemu muszę to wyjaśnić. I to jak najprędzej. Wyruszam do Kiri - powiedziała twardo.
- Nie wyrażam zgody.
- I tak się tam udam, z twoim, czy bez twojego pozwolenia! - Uderzyła otwartą dłonią w blat biurka.
- Ostrożnie! Nie chcę nowego, to mi całkiem dobrze służy.
- Bez obaw, nie użyłam siły. Jeszcze...
- Sakura, nadal uważam, że to nie jest dobry pomysł. Daj ochłonąć emocjom przez najbliższe tygodnie, nie chcę, żeby doszło do sprawy o zabójstwo.
- To tak przedstawił sprawę Naruto? Myśli, że nie będę w stanie się powstrzymać? - zapytała z niedowierzaniem. Kakashi spojrzał na nią przepraszająco. - Nie wierzę - prychnęła. - Zrozum, jeśli tego nie wyjaśnię, to nie będę mogła ruszyć dalej. Znów będę stała w miejscu, jak po zniknięciu Sasuke.
- Rozumiem - westchnął cicho. Zmarszczył czoło, wpatrując się w swoją byłą uczennicę, myślał intensywnie, co zrobić.
- Jestem dorosła, pozwól mi podejmować takie decyzje samodzielnie. - Przerwała jego rozmyślania. To zaważyło na decyzji hokage. Otworzył drugą szufladę po lewej stronie i wyciągnął teczkę.
- Miałem wysłać Ottori, ale skoro jesteś taka uparta, to masz. - Rzucił na biurko szarą wiązaną teczkę. Zdziwiona Sakura wzięła ją do ręki, by zobaczyć zawartość. W środku znajdował się list od Mizukage, w którym prosiła o przysłanie zdolnego medyka, który mógłby pomóc w rozwiązaniu delikatnego problemu. Nie było nic więcej wyjaśnione.
- Co to za problem? - zapytała.
- Nie wiem, chodzi zapewne o jakiś sekret, który nie powinien dostać się w niepowołane ręce. Chcą kogoś zaufanego i zdolnego. Bierzesz to? - zapytał, choć znał odpowiedź.
- Tak! - Przycisnęła teczkę do piersi. Podróż do Kiri zajmie jej pięć dni, więc za tydzień powinna się spotkać z Ryu. Niecierpliwiła się na myśl o nadchodzącej rozmowie. Nie zamierzała tego tak zwyczajnie odpuścić. Musiała się dowiedzieć, dlaczego ją zostawił. Poza tym zaintrygował ją ten delikatny problem, o którym pisała Mizukage. Rozległo się krótkie pukanie do drzwi. Sakura podniosła się z miejsca.
- To ja już pójdę. - Uśmiechnęła się do Kakashiego i zdziwiona przyglądała się, jak twarz hokage zamiera. Odwróciła się, by zobaczyć, kto pojawił się w wejściu. Teczka wyleciała jej z dłoni i z cichym plaśnięciem wylądowała na podłodze.
- Sasuke. - Usta poruszyły się mimowolnie.
W gabinecie zapadła dłuższa cisza, której nikt nie miał ochoty przerywać. W końcu pierwszy odezwał się Uchiha.
- Minęło trochę czasu - zaczął, podchodząc do krzesła, na którym chwilę temu siedziała Sakura, zajął je i niewinnie uśmiechnął się do Kakashiego. Ten uśmiech z pewnością do niego nie pasował, Sakurze coś nie pasowało. Uszczypnęła się w przedramię, podnosząc z podłogi teczkę. Zalała ją fala przeróżnych emocji, które nie miały ujścia. Serce waliło jej mocno, była pewna, że wszyscy w budynku słyszą, jak bardzo. Drżące dłonie zacisnęła na dokumentach od Mizukage. Opadła prawie bezwładnie na krzesło obok Sasuke, wgapiając się w niego i porównując go do obrazu, jaki zapamiętała sprzed sześciu lat. Zmienił się. Stał się wyższy i, ku zgrozie Sakury, przystojniejszy. Serce wypełniła jej radość i strach jednocześnie. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić w obecnej sytuacji.
- Sasuke, cieszę się, że cię widzę. Myślałem, że zapomniałeś już drogi do wioski. - Kakashi wymienił się uściskiem dłoni z Uchihą.
- Trochę mi to zajęło - odpowiedział.
- Trochę? - Drżący głos Haruno nieprzyjemnie wdarł się w sztucznie przyjemną atmosferę. Hatake spojrzał na dziewczynę z troską. Zdawał sobie sprawę, że pojawienie się Sasuke w takim momencie było dla niej, jak gwóźdź do trumny.
- Nie rozumiem - odpowiedział bez emocji. Przyglądał się jej, oceniając, czy zmieniła się przez tych kilka lat. Wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać, więc uznał, że podobnie, jak Shikamaru, Sakura pozostała sobą.
- Jak zawsze - zaśmiała się cicho. - Tak jest najłatwiej. - Wstała, całą siłą woli zmuszając nogi, by nie ugięły się pod ciężarem ciała. Spojrzała na Sasuke z góry, wpatrując się w jego ciemne, zdezorientowane spojrzenie. Kiedy zaczęła w nim tonąć, odwróciła wzrok. Nie chciała się poddać ogarniającym ją uczuciom. Jeszcze nie teraz.
- Pójdę już, na pewno macie sporo do omówienia. W końcu nie widzieliście się. - Zerknęła na Uchihę - Tylko sześć lat - dokończyła z ironicznym uśmiechem. Łzy zaczęły gromadzić się pod powiekami. Wiedziała, że ma tylko kilka sekund, nim się rozklei, a nie mogła sobie przy nim na to pozwolić. - Złożę raport, jak tylko wrócę - odezwała się do hokage, po czym zawinęła się na pięcie i sztywno wyszła z gabinetu.
Zamknęła za sobą cicho drzwi i puściła się biegiem, byle jak najdalej. Potrąciła po drodze idącą z kawą Akemi, która zaczęła za nią krzyczeć z najgorszymi obelgami. Biec. Uciec. Oddychać. Zbiegła po schodach, jakby gonił ją demon z najczarniejszych koszmarów. Wypadła na ulicę i ruszyła na ślepo przed siebie. Cały spokój, nad którym pracowała od dwóch lat, rozpłynął się w mgnieniu oka. Wystarczyło jedno spojrzenie na Sasuke i wszystko wróciło. Cały ból i to słodko gorzkie uczucie, które paliło w klatce piersiowej. Zatrzymała się w wąskim zaułku między piętrowymi budynkami, oparła się o ścianę. Tutaj mogła w końcu pozwolić, by łzy popłynęły. Sześć lat skwitował tylko w jednym słowie: "trochę", chyba to właśnie zabolało ją najbardziej. Sakura przez cztery pierwsze lata codziennie przechadzała się koło bramy, mając nadzieję, że dowie się o jego powrocie. Kolejne dwa, spędziła na próbie ułożenia sobie życia bez niego. Udało się. Na krótko. Jaka jestem żałosna, jęknęła, osuwając się plecami po ścianie. Skryła twarz w dłoniach i zaniosła się rozpaczliwym szlochem. Kiedy wypłakała już wszystkie łzy, aż nie została nawet jedna, zadarła głowę i wpatrzyła się w niebo.
Zamknęła za sobą cicho drzwi i puściła się biegiem, byle jak najdalej. Potrąciła po drodze idącą z kawą Akemi, która zaczęła za nią krzyczeć z najgorszymi obelgami. Biec. Uciec. Oddychać. Zbiegła po schodach, jakby gonił ją demon z najczarniejszych koszmarów. Wypadła na ulicę i ruszyła na ślepo przed siebie. Cały spokój, nad którym pracowała od dwóch lat, rozpłynął się w mgnieniu oka. Wystarczyło jedno spojrzenie na Sasuke i wszystko wróciło. Cały ból i to słodko gorzkie uczucie, które paliło w klatce piersiowej. Zatrzymała się w wąskim zaułku między piętrowymi budynkami, oparła się o ścianę. Tutaj mogła w końcu pozwolić, by łzy popłynęły. Sześć lat skwitował tylko w jednym słowie: "trochę", chyba to właśnie zabolało ją najbardziej. Sakura przez cztery pierwsze lata codziennie przechadzała się koło bramy, mając nadzieję, że dowie się o jego powrocie. Kolejne dwa, spędziła na próbie ułożenia sobie życia bez niego. Udało się. Na krótko. Jaka jestem żałosna, jęknęła, osuwając się plecami po ścianie. Skryła twarz w dłoniach i zaniosła się rozpaczliwym szlochem. Kiedy wypłakała już wszystkie łzy, aż nie została nawet jedna, zadarła głowę i wpatrzyła się w niebo.
- Muszę zacząć od początku - powiedziała. - Po pierwsze zero kontaktu z Sasuke, po drugie muszę wyjaśnić sprawę z Ryu i zająć się misją. Po trzecie unikać Uchihy i po czwarte, to samo, co po pierwsze. - Otarła rękawem zapłakaną twarz. - Super, na pewno wyglądam teraz koszmarnie. W końcu to trzeci dzień z rzędu, stanowczo za dużo ostatnio płaczę. - Skrzywiła się, podnosząc się z ziemi. Ruszyła do domu, by spakować się na podróż do Kiri.
Tymczasem w biurze hokage, Kakashi słuchał o podróżach Uchihy z wielkim zainteresowaniem. Akemi przyniosła im świeżo zaparzoną herbatę i ciasteczka. Choć lubiła narzekać, to sprawdzała się w roli sekretarki, co cieszyło Hatake.
- Powiedz, Kakashi, co ugryzło Sakurę? Nigdy się tak nie zachowywała. - Sasuke ciągle był pod wrażeniem spotkania starej koleżanki. Spodziewał się czegoś zupełnie innego.
- Naprawdę nie rozumiesz? - westchnął. - Sakura czekała, aż wrócisz przez sześć lat. W końcu znudziło się jej to czekanie. Było jej naprawdę ciężko, dlatego proszę, daj jej spokój przez jakiś czas, ostatnio miała sporo problemów i twoje pojawienie się z pewnością było dla niej szokiem. Dla mnie zresztą też - dokończył z uśmiechem. - Jakie masz plany?
- Nie wiem jeszcze - zawahał się. Nie wiedział, jak powiedzieć, że chciałby wrócić. Nie chciał poniżać się do prośby. Kakashi przyglądał mu się ze zrozumieniem, zdawał sobie sprawę, że głęboko zakorzeniona duma nie pozwala Sasuke wyrazić prawdziwych pragnień.
- Może pomieszkaj trochę w Konoha? Trochę się u nas zmieniło. I Naruto z pewnością będzie szczęśliwy.
- Z pewnością - odparł z cieniem uśmiechu. - Skoro proponujesz mi zostanie w wiosce, to może zostanę na trochę. - Upił łyk herbaty, zerkając na byłego nauczyciela spod opadającej na oczy czarnej grzywki.
- Świetnie! - zawołał hokage. - Musimy pomyśleć o jakimś zajęciu dla ciebie i mieszkaniu. Niestety, twój dom, jak i cała wioska, została zniszczona przez Paina. Teraz zbudowano tam nowe budynki, ale powinno znaleźć się jakieś wolne mieszkanie. - Zatarł dłonie, zadowolony, że Sasuke znów będzie mieszkał w Liściu. Martwił się trochę, jak nowego mieszkańca przyjmą sąsiedzi, ale liczył, że przez sześć lat ludzie mniej emocjonalnie będą podchodzić do nazwiska Uchiha. - Akemi! - zawołał blondynkę.
- Czego? - Zajrzała do gabinetu, wyraźnie niezadowolona.
- Znajdź mi wolne mieszkanie do zamieszkania od zaraz - zakomenderował hokage. - I zwracaj się do mnie z szacunkiem, zrozumiano? - dodał, groźnie marszcząc brwi.
- Tak jest, panie hokage, jak sobie czcigodny życzy. Ja, pokorna sługa, spełnię twoje życzenie. - Skłoniła się nisko, po czym ze złością trzasnęła głośno drzwiami.
- Co to było? - zapytał zdumiony Sasuke.
- To? Moja nowa sekretarka. Prawda, że urocza? - Zaśmiał się.
- Nie powiedziałbym - odparł nieprzekonany.
- Dobra, to mieszkanie załatwi ci Akemi. Jeszcze jakieś zajęcie...
- Nie trzeba, mam pieniądze. Nie potrzebuję... - zaczął Sasuke, lecz Kakashi przerwał mu unosząc dłoń.
- Nie, Sasuke. Musisz dostać jakieś zadanie. Chcę, żeby mieszkańcy przyjęli cię, jako człowieka, który jest za coś odpowiedzialny. Musisz stać się użyteczny dla wioski.
- Co?! - Poderwał się, mierząc ze złością Kakashiego. - Mam być użyteczny dla Konohy? - zapytał z obrzydzeniem.
- Tak. Inaczej nie będę mógł cię przyjąć z powrotem. Najważniejsi są dla mnie wszyscy mieszkańcy. Muszą cię zaakceptować, żebyś był w stanie normalnie funkcjonować w społeczeństwie.
- Nie podoba mi się to - oznajmił. Nie miał zamiaru bratać się z ludźmi, którzy żyli w spokoju dzięki poświęceniu Itachiego.
- To dlaczego wróciłeś do wioski? - zapytał hokage. - Zależy ci na pozostaniu tutaj, widzę to i nie zaprzeczaj - dodał, gdy Uchiha próbował zaprotestować. Opadł znowu na krzesło.
- Czy to ważne? - zapytał zrezygnowany. Nie zamierzał zwierzać się Kakashiemu, że potrzebował przystani, spokoju i miejsca, które znów mógłby nazywać domem.
- Jeśli obiecasz, że podejmiesz się zadania, jakie ci powierzę i nie skrzywdzisz nikogo w wiosce, nie będę od ciebie wymagał powodu. - Hatake czekał dłuższą chwilę, nim uzyskał odpowiedź od swojego byłego ucznia. W tym momencie wpadł też na pomysł, który wydał mu się wręcz idealny.
- Obiecuję. - Krótka odpowiedź wystarczyła, by Kakashi uśmiechnął się z ulgą. Wstał, podszedł do dużej szafy, otworzył ją i wyciągnął jedną z teczek zalegających na licznych półkach. Wyciągnął arkusz zgłoszeniowy i dał go Sasuke.
- Wypełnij to i zgłoś się z tym do Iruki - powiedział. Uchiha spojrzał na dokument. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Spojrzał na hokage.
- Nie...
- Tak.
- Nie... - Pokręcił niepewnie głową. - Mam zostać nauczycielem w akademii? - zapytał z niedowierzaniem.
- Wierzę w ciebie. Poradzisz sobie, a teraz idź już. Mam masę papierów do podpisania. Po południu zgłoś się w pokoju 12, na parterze, po klucze do mieszkania. Myślę, że do tego czasu uda się to załatwić. - Wyprosił go machnięciem dłoni. Kiedy drzwi zamknęły się za Sasuke, odetchnął z ulgą. Ściągnął maskę, opierając się o oparcie fotela, odchylił głowę do tyłu.
- Nie będzie łatwo... - mruknął, zastanawiając się, jak teraz będą wyglądały relacje między członkami siódmej drużyny.
Weszła do mieszkania, cicho zamykając za sobą drzwi. Przywitała ją cisza. Ruszyła powolnym krokiem do kuchni, na stole zostawiając torbę. Podeszła do lodówki, która okazała się pusta. Jedynie na górnej półce był mały plastikowy pojemnik z resztą pamiętnej kolacji. Wyciągnęła go i podgrzała zawartość na kuchence. Zjadła kolację prosto z małego, metalowego garnka. Myśli ciągle miała zaprzątnięte Sasuke, którego nie mogła wyrzucić z głowy, choć wyraźnie się już uspokoiła. Kto wie, może gdy wróci, jego już dawno tu nie będzie, pocieszała się, choć jednocześnie myśl ta sprawiała smutek.
- Cholera!
Podeszła do szafy i wyciągnęła plecak, który zawsze zabierała ze sobą na misje. Zaczęła pakować ubrania, podstawowy sprzęt medyczny przygotowany w osobnej torbie umieściła na wierzchu. Zostało jeszcze trochę miejsca na drobiazgi i prowiant. Jednak, by ten przygotować, musiała najpierw udać się do sklepu. Zanim to zrobiła, poszła do łazienki. Własne odbicie w lustrze przeraziło ją. Cienie pod zapuchniętymi czerwonymi oczami wyglądały koszmarnie. - O mamuniu! - jęknęła. - Mam nadzieję, że nikt mnie nie widział, jak wracałam do domu - łudziła się. Wskoczyła pod prysznic, puszczając chłodny strumień wody na twarz. Miała nadzieję, że pomoże to choć odrobinę na opuchliznę. Nie chciała się pokazywać w tak koszmarnym stanie w sklepie, gdzie każdego można było spotkać. Zaraz pojawiłyby się ciekawskie spojrzenia i nieme pytania, a potem domysły, które obiegłyby całą wioskę. Po kąpieli uznała, że wygląd ma znośny, więc udała się po zakupy.
Krążyła między półkami z pieczywem, a wędlinami, gdy przez cały sklep przeszedł donośny krzyk najgłośniejszego ninja w wiosce.
- Sakurcia! - Naruto podbiegł do przyjaciółki z koszykiem w dłoni. Zerknęła do niego. W środku znajdowało się sześć misek z ramenem w 5 minut, a do tego masło.
- Tym się żywicie z Hinatą? - zapytała, unosząc jedną brew.
- Ach, nie. Hinatka teraz nie może jeść ramenu - powiedział zasmucony. - Za każdym razem, jak spróbuje to wymiotuje. Martwi mnie to. Co będzie, jeśli dzidziuś nie będzie lubił ramenu?! - zapytał wyraźnie przerażony taką wizją.
- Nie dziwię się, że źle się po tym czuje. Ten sproszkowany ramen, zalewany wrzątkiem, to jedna wielka trucizna. Nawet nie waż się tym karmić swojej żony - przykazała, grożąc mu pięścią. - Masz o nią dbać i pilnować, żeby dobrze się odżywiała. Owoce, warzywa. - Wskazała stoisko ze zdrową żywnością. - Do tego chude mięso. Żadnego ramenu!
- Dobrze, dobrze. Przecież wiem, że muszę o nią dbać. Nie musisz się wkurzać - zaperzył się. - Poza tym, jeśli będzie się dziać coś niepokojącego to pomożesz.
- Nie będzie mnie przez jakiś czas, więc Hinata będzie musiała polegać tylko na tobie. Martwi mnie to.
- No wiesz co?!
- Żartowałam. - Uśmiechnęła się.
- Misja? - zapytał.
- Tak, wybieram się do Kiri.
- Na długo? - zapytał, wkładając do koszyka cztery bagietki.
- Nie wiem - odpowiedziała. Zawiesiła wzrok na Naruto. - Muszę ci coś powiedzieć. - zaczęła zdenerwowana.
- Stało się coś? - zaniepokojony położył dłoń na ramieniu dziewczyny, wyczuwając lekkie drżenie.
- Spotkałam Sasuke u Kakashiego - odpowiedziała na wydechu. Twarz Uzumakiego rozjaśniła się momentalnie od szerokiego uśmiechu.
- To świetnie! To ja lecę Sakurcia! - Wybiegł ze sklepu z koszykiem. Nie usłyszał nawet sprzedawczyni, która za nim wołała.
- Ja za niego zapłacę - powiedziała Haruno, wyciągając własne zakupy z koszyka. Chociaż tyle mogła zrobić. - Ile to będzie razem?
-Sasuke! - Naruto wskoczył do gabinetu hokage przez okno z radosnym okrzykiem na ustach. Zaskoczył tym Kakashiego, który zaczytany był w jednej z ulubionych powieści.
- Naruto, czy nauczysz się kiedyś wchodzić przez drzwi? - zapytał.
- Sensei, ale sam też wchodziłeś często przez okno - odpowiedział prędko. - Mniejsza o to. Sasuke! - Zaczął rozglądać się po gabinecie, zajrzał pod biurko, a także do szafy pełnej dokumentów.
- Sakurcia mówiła, że Sasuke wrócił, gdzie jest? Powiedz mi szybko - ponaglał Kakashiego.
- Był u mnie przed chwilą, ale Naruto, skąd masz ten koszyk? - Hatake z wyraźnym zdziwieniem przyglądał się Uzumakiemu.
- Aaa!!! - Chłopak załapał się za głowę. - Zapomniałem zapłacić. Co robić? - Kręcił się niespokojnie, mamrocząc pod nosem dwa słowa: "Sasuke" i "sklep".
- To takie do ciebie podobne - podsumował hokage. - Wysłałem Sasuke do Iruki, jak będziesz go szukał zapłać po drodze za zakupy.
- Świetny pomysł! Dzięki, Kakashi sensei! - zawołał, wyskakując przez okno. Hatake tylko pokręcił głową, zastanawiając się, jak taki roztrzepany chłopak mógł uratować cały świat shinobi podczas wojny.
Naruto od razu wyruszył na poszukiwania Sasuke, po drodze zahaczając o sklep, w którym przepraszał sprzedawczynię, obiecując, że to się więcej nie powtórzy. Zaskoczył go fakt, że za zakupy zdążyła już zapłacić jego przyjaciółka. W akademii nie udało mu się znaleźć Uchihy. Iruka natomiast bardzo ucieszył się ze spotkania ze swoim ulubionym uczniem. Opuszczając budynek, w którym uczyły się przyszłe roczniki shinobi, przypomniał sobie o Hinacie, która czekała na niego w domu. Postanowił szybko podrzucić zakupy żonie i ruszyć na dalsze poszukiwania. Cały dzień spędził ganiając po wiosce. Niektórzy napotkani znajomi wspominali, że widzieli Sasuke, jak kierował się w tę, czy tamtą stronę. Zmęczony i zziajany dotarł w końcu na stare pole treningowe, gdzie Kakashi poddał ich testowi dzwoneczków. Pod pamiętnym słupkiem, z ręką pod głową, leżał Sasuke.
- Cały dzień cię szukałem. - Opadł obok przyjaciela, rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
- Gdybyś pomyślał, wiedziałbyś, gdzie mnie znaleźć - odpowiedział. Milczeli, wpatrując się w gwiazdy rozpostarte na granatowym niebie. W oddali słychać było ćwierkające ptaki, ukryte w koronach drzew.
- Cieszę się, że wróciłeś. W końcu będziemy mogli znów być tą samą drużyną siódmą.
- Nie będziemy - odpowiedział po chwili.
- Dlaczego? - Uzumaki usiadł gwałtownie, wpatrując się w przyjaciela.
- Zmieniliśmy się. Ja, Sakura i nawet ty. - Podniósł się. - Już nic nie będzie takie samo.
- Ale wróciłeś, więc będzie dobrze. Razem będziemy chodzić na misje, na ramen... - Naruto zaczął wyliczać wszystkie przyjemności, jakie chciał współdzielić z przyjacielem przez te minione lata. Mieli tyle do nadrobienia. - Zjedz z nami dziś kolację! Hinatka jest świetną kucharką! - Chwycił Sasuke za zdrowe ramię i pociągnął za sobą, opowiadając, o swoim obecnym życiu z młodą żoną.
- Młotku, nie obchodzą mnie nudności Hinaty! - prychnął Sasuke, próbując wyswobodzić ramię. - Puszczaj!
- Nie, bo uciekniesz - odpowiedział ze szczerym uśmiechem.
- Za kogo mnie masz? Ja nigdy nie uciekam - uniósł się, wyrywając ramię.
- Jutro pójdziemy do babuni Tsunade. Zrobi ci nową rękę, zobacz - powiedział, pokazując mu swoją. - Jak już się przyzwyczaiłem, to nie odczuwam teraz zbytniej różnicy. Choć nie wygląda ona zbyt dobrze, to sprawuje się prawidłowo.
- To co będzie na tą kolację? - zapytał Sasuke, nie chcąc rozmawiać na temat zastępczej ręki. Jeszcze nie zdecydował, czy ją chce. Na początku było mu trudno tak żyć, musiał wielu rzeczy uczyć się od nowa, ale teraz, gdy już do tego przywykł, nic nie sprawiało mu problemu. Był poniekąd dumny z tego, że radził sobie tak, jakby miał obie ręce. Całą drogę do domu Naruto, spędzili sprzeczając się o drobnostki. Więź, jaka ich łączyła w przeszłości nie zerwała się pomimo wielu przeciwności losu. Może tylko trochę się rozciągnęła i stała się delikatniejsza, lecz nadal istniała.
Kolejny rozdział :) Na szybko przejrzałam błędy, możliwe są jakieś literówki jeszcze, za co przepraszam. Zapraszam do komentowania i do następnego rozdziału :)
Pozdrawiam:*